Się wybieramy na wakacje (jeszcze trochę, jeszcze trochę) nad nasze morze, czyli dla nas na drugi koniec Polski. Jedziemy samochodem, a właściwie dwoma, bo jedziemy w dwie dzieciate rodziny. A że na co dzień ja jestem głównym użytkownikiem samochodu, to na mnie spoczywa przyjemność dbania o jego sprawność i czystość. Chociaż, jak jedziemy na myjnię, to głównie mój chłop szoruje i polewa, przeważnie w tempie szaleńczym, bo najczęściej na myjni się okazuje, że z drobnych mamy tylko 6 złotych. I za te 6 złotych trzeba umyć auto, bo już nam się dziecko o nie brudzi :) Chłop ma wyzwanie :D Ale daje radę.
Wracając do tematu, mając w planach długa podróż, postanowiłam oddać auto na przegląd, przy okazji wymienili mi hamulce, które teraz piszczą z nowości, ale to już bajdełej. Dumna z siebie i blada rozmawiam z koleżanką przez telefon, co jeszcze musimy załatwić, która co ma spakować, w sensie garnki, latawiec, dmuchany brodzik i inne niezbędne do przeżycia rzeczy... Więc (wiem, wiem coś niecoś o więc na początku zdania, ale co ja mogę, że pasuje....) ja się chwalę, że przegląd dokonany i auto bezpieczne, koleżanka mi sprzedaje pomysł na dodatkowe ubezpieczenie wakacyjne na wypadek holowania i mówi, że ma nadzieję, że przegląd gaśnicy jest ważny i chyba apteczkę musi uzupełnić, a ja nagle się trochę wyłączam i jedno mi tylko słowo miga w głowie: GAŚNICA.
Obecne auto mamy od ponad roku, a ja nagle sobie uświadamiam, że nie mam pojęcia gdzie w nim jest gaśnica... Wiem gdzie koło zapasowe, gdzie lewarek, gdzie trójkąt, gdzie olej i płyn do chłodnicy, jakby co, chociaż nigdy nie był potrzebny, ale po doświadczeniach z audicą Stefcią mam i wożę, wiem nawet gdzie są bezpieczniki i jak się do nich dostać, żeby sprawdzić, czy któryś spalony, wiem, gdzie są zapasowe żarówki, ale za cholerę nie wiem, gdzie jest gaśnica. Gdzieś być musi, bo przy kupnie auto było sprawdzane, poza tym już przegląd mu robiłam na stacji i nikt się nie czepiał braku gaśnicy, albo jej przeterminowania. Znaczy - gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie (jak ta pszczółka). No gdzie? Baba kierowca ehhh - patrzę na siebie z politowaniem, niemym obrzydzeniem i prawie spluwam na podłogę. Tylko prawie, bo nie mam czasu sprzątać, to sobie syfu nie będę robiła większego niż jest ;)
I jeszcze w trakcie tej całej rozmowy telefonicznej mam taką wizję, że w środku nocy sierpniowej, gdzieś w środku Polski, zatrzymuje nas na rutynową kontrolę policja, pyta się o tą cholerną gaśnicę, a ja mówię: "Na pewno jest, ale nie wiem gdzie. Może poszukamy razem?" I wyciągamy bagaże, bambetle, torby i siaty i szukamy cholernej gaśnicy i wszystko po cichu, żeby nie obudzić Matyldy...
Dlatego coś czuję, że dziś wieczorem udam się w czeluście bagażnika na poszukiwanie zaginionej, choć z pewnością obecnej gaśnicy samochodowej. Taki plan :D A jak znam wredne życie, to się okaże, że jest w widocznym miejscu, na które patrzę codziennie, tylko mój mózg nie przyswaja i ignoruje...
To dobrze że koleżanka wspomniała o gaśnicy a nie jak wsiadałyście do odjazdu. Brawo dla zorganizowanych kierowców. Przepraszam że zapytam a gdzie nad to nasze morze?
OdpowiedzUsuńu mnie w janosiku gaśnica znajduje się pod siedzeniem kierowcy... ale zupełnie nie mam pojęcia o jakichś bezpiecznikach :( więc podziwiam za całokształt ogarnięcia auta :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Waszą zapobiegliwość. Przegląd, dodatkowe ubezpieczenie... To mi się podoba! :)
OdpowiedzUsuńmhmmm podoba mi się :D z rzeczy niezbędnie potrzebnych na dziesięc dni nad morzem z dwójką dzieci, zabrałam 130 litrów walizkowych bagażu, dobrze że na kółkach walizka...Pan z pensjonatu zapytał czy dzieci pochowałam do tej walizki :) ale co tam... aż pójdę do garażu bo nie wiem co z tą gaśnicą :D :D
OdpowiedzUsuńJakbym widziała siebie... Gdzie gaśnica jest, wiem. Ale długo koła zapasowego szukałam. Maleństwo takie. Ja też przed dalekimi wyjazdami robię przegląd wszystkiego. Wolę mieć święty spokój- i tak niczego nie naprawię sama. Pozdrawiam. Puszkowa
OdpowiedzUsuńMyślę, że w chwili odjazdu też nam się jakieś mega ważne rzeczy przypomną :D
OdpowiedzUsuńA nad morze obieramy kierunek: Sarbinowo. Nigdy tam nie byłam, ale podobno ładne plaże i latarnia w Gąskach, którą zawsze chciałam zobaczyć, bo mi się (że tak powiem) z wierzchu podoba.
Na pogodę nie liczę, więc może akurat będzie ładnie :D
Sobie uświadomiłam, że w Stefci to chyba też gaśnica była pod siedzeniem kierowcy, bo się czasem o nią haczyłam nogą. Ale w Sidzie znalazłam parszywca w bagażniku, na takiej specjalnej półeczce, na którą odkładam też różne drobne rzeczy, bo się tam dobrze trzymają. Mówiłam żem ślepa :) Ale już teraz moja świadomość wie, gdzie gaśnicy szukać.
OdpowiedzUsuńA z grubsza znam zawartość samochodu, bo nam audica Stefcia tylu wrażeń dostarczyła, że jakoś mi się samo nauczyło. Ze Stefcią to nawet budowę i działanie silnika miałam w małym palcu :D Później uznałam tą wiedzę za niepotrzebną i usunęłam z podręcznej pamięci. Niemniej Stefcię bardzo kochałam.
Staramy się :D
OdpowiedzUsuńChociaż i tak wszystkiego nie przewidzimy, ale trzymamy kciuki za spokojny wyjazd :)
No właśnie, jakoś te bagaże strasznie się rozrastają. I wszystko niezbędne... Dobrze, że autem jedziemy, a nie pociągiem :)
OdpowiedzUsuńJa też już wiem, gdzie jest gaśnica :D i nawet apteczkę znalazłam wczoraj, tylko że do środka nie zaglądałam. Koło zapasowe mam normalnej wielkości, więc trudno by mi było przeoczyć, chociaż ja zdolna jestem w tej kwestii, nie mówię nie...
OdpowiedzUsuńno popatrz... w bagażniku?... to już chyba poręczniej pod siedzeniem, bo jakby bo to łatwiej sięgnąć... :)
OdpowiedzUsuńJak na razie nad morzem leje...żar z nieba i oby jak najdłużej, tylko mała chmurka mogłaby się zjawić nad moim podwórkiem. W piękne okolice jedziecie. A zatyczki do uszu zabrałyście żeby dzieci nie dostały zapalenia ucha bo wiatr mimo wszystko wieje. Życzę udanej wyprawy.
OdpowiedzUsuńO widzisz, o tym nie pomyślałam. I czapki muszę przeprać. Dziękuję za podpowiedź.
OdpowiedzUsuńZależy, co się zacznie palić :D
OdpowiedzUsuń