Przejdź do głównej zawartości

Uwielbiam swojego szefa

Dzisiaj jest dzień, w którym wszystko mnie irytuje. Zwłaszcza w pracy. Zwłaszcza bycie w pracy. Na co dzień pracę swą bardzo lubię, ale dzisiaj nie. Dzisiaj rozważałam już popełnienie morderstwa na jednej osobie, poprzez wbicie jej długopisu w oko. Noże w kuchni mamy zbyt tępe, a łyżeczka mogłaby się jednak ześlizgnąć z planowanego celu ataku i nie zrobić zamierzonej krzywdy. Nie zrealizowałam zabójczych zamiarów, bo ciepło jest, wentylator nie wyrabia i w kluczowym momencie przykleiłam się do fotela. Odklejanie chwilę zajęło i wzbudziło generalne zainteresowanie osób obecnych, plan wziął w łeb, niedoszła ofiara się ulotniła... Ehhh, że też człowiek codziennie ma kłody pod nogi...


Humor mam kiepski, bo mi się dziecię rozchorowało. W zeszłym tygodniu. Na anginę. I nawet byłam całkiem zaskoczona, że w końcu ona, nie ja. Jednak nie przewidziałam zdolności dziecka. Młoda wyleczyła się w dni cztery (tzn. już we wtorek skakała po ścianach, ale w piątek lekarz oficjalnie stwierdził, że jest ok), za to resztki świństwa skoczyły na mnie i weekend w Dziczy spędziłam z gorączką, w fatalnym nastroju i w ogóle umierająca. Ciekawe czego nie dopilnowałam przy wyjeździe z Dziczy do domu i za co dostanę opierdziel od rodziców, jak ich dzisiaj spotkam? Pytanie retoryczne ;) Powód się zawsze znajdzie...


Postanowiłam się jednak nie dać chorobie i nałykałam się jakiegoś kilograma lekarstw różnego rodzaju. Choroba nawet mi przeszła, alem głupia rozstroiła sobie żołądek. I teraz jest mi słabo, źle i kilka razy dziennie wykonuję bieg świńskim truchcikiem do łazienki, w celu zwrotu... Może przynajmniej moja kibić na tym zyska?


Więc, żeby nie było tak źle i dołująco - anegdotka z pracy.


Tytułem wstępu - mój szef to człowiek renesansu - pomysłów na biznes i zajęcia różnorakie ma tysiąc. Dobrze, że ma też dwie baby, które ten chaos potrafią z grubsza ogarnąć. Szef ma też bardzo fajną żonę, ale ona też wszystkiego nie ogarnia. W związku z powyższym, pracując w jednej firmie, zajmuję się pięcioma, plus pomysły szefa wykonywane już prywatnie.... Wszystko zawsze na wczoraj. Wierzcie mi, w pracy nie jest nudno, aczkolwiek czasem muszę sobie pokląć :D


Dobra, lecę z anegdotką, dotyczącą jednej z firm pobocznych, w której samą sprzedażą zajmuje się Monika, ale ogólnie jej prowadzeniem - my, czyli ja i Bożena.


szef: Z kim mam rozmawiać na temat firmy X, z panią, czy z Bożeną?
ja: Z Moniką
szef: Ale na tematy księgowe?
ja: Z księgową
szef: Hmm, a takie nie do końca księgowe...
ja: Ze mną albo z Bożeną, obie jesteśmy z grubsza w temacie
szef: To konkretnie, z którą?
ja: To wie pan co? Niech pan powie o co chodzi, a ja panu powiem czy wiem
szef: Czy na komputerze w firmie X jest zainstalowany tylko program magazynowy, czy księgowy też?


....


No rzeczywiście, pytanie księgowe, ale nie do końca....


Rozumiecie, o co chodzi z tym klęciem czasami? A perełki przytrafiają się co dzień :D Szef jest słodki.


Na marginesie - anegdotka może prześmiewcza, ale ja naprawdę lubię swojego szefa.

Komentarze

  1. Jak jest fajny szef i praca, którą się lubi, to wiadomo, że irytacja chwilowa. Za kilka dni nie zostanie po niej najmniejszy ślad. Pozdrawiam i życzę zdrowia. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. to jednak dobrze, że się przykleiłaś bo powiedz, czy po wyjściu z mamra znalazłabyś drugiego takiego szefa ;)i nie martw się o Dzicz, Dzicz nie zginie, Ty się lepiej skup na swoim zdrowiu bo to niepoważne jakieś chorować na przeziębienie w środku lata :) Ściskam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, to jeszcze powinna być osoba odpowiedzialna za sprawy komputerowe. Naprawdę współczuję rozmów z takimi interesantami. pozdrawiam i życzę zdrówka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no, po co komputerowiec, my jesteśmy wielofunkcyjne ;)
    Pozdrawiam również

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, chyba los nade mną jednak czuwa. Poza tymi chorobami. Też uważam, że gorączka w środku lata to szczyt bezczelności ze strony mojego organizmu :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Na szczęście chwilowa :d Ale odnawialna, bo poza szefem mam też kontakt z ludźmi(celowo nie piszę, że normalnymi), a to już mi w większych ilościach szkodzi ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic