Nie zawsze zapiszę, często zapomnę i gdzieś te kwiatki słowne i sytuacyjne przepadają w czeluściach zapomnienia. Bo Młoda produkuje coś ciekawego praktycznie każdego dnia...
1.
Z Młodą na wakacjach rozmawiała starsza pani:
- A jak Ty masz na imię, dziewczynko?
- Matylda.
- A jak rodzice do Ciebie wołają zdrobniale?
- Myszko...
Bo przecież to oczywiste, że Matylda zdrabnia się na Myszkę, a nie na Dusiaka :D
2.
- Matyldo, skończ zabawę, czas iść się kąpać.
- Nie - Młoda jak zwykle była innego zdania...
- Matyldo, skończ zabawę i idź się kapać - zaczęłam już cedzić przez zęby
- Nie!
- Matyldo, masz natychmiast posprzątać zabawki i zrób to szybko zanim się wkurzę!
Młoda tym razem twardo stała przy swoim: - NIE! Nie posprzątam! I koniec, kropka, pe el!
3.
- Tatusiu, tatusiu, a mnie boli język. O tutaj! - Mąż został zmuszony do oglądania z każdej strony jęzora Młodej i wyrażania serdecznego współczucia.
- Oh, moje biedactwo! - wczuł się. - A dlaczego Cię boli?
- Bo jadłam truskawki. - teściowie wyhodowali krzaczek truskawek na balkonie.
- I to te truskawki tak Ci język pokaleczyły?
- Nie, to witaminki tatusiu. Wyskoczyły z truskawek i ugryzły mnie w język...
takie perełki mnie po prostu roz kła da ją :)
OdpowiedzUsuńNo to teraz już wiem dlaczego dzieci nie lubią warzyw. No i jak tu śpiewać Witaminki, witaminki ;-)
OdpowiedzUsuńMusisz zapisywać, choćby tutaj, bo za kilka lat mnóstwo tych niepowtarzalnych dialogów przykryje niepamięć, a byłoby szkoda. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMnie również. Ale niestety są niewychowawcze, bo zamiast strofować dziecko, kiedy powinnam, kwiczę na podłodze…
OdpowiedzUsuńWitaminki okazały się bardzo żarłoczne. Na szczęście nie zniechęciło to Matyldy do owoców :)
OdpowiedzUsuńStaram się, staram, chociaż duża część mi ulatuje, niestety
OdpowiedzUsuń