Piknik w przedszkolu będzie. A na pikniku zabawy, hulanki, swawole. Chętni rodzice proszeni są o upieczenie ciast. W tym roku zbieramy kasę na nowy dywan do sali Motylków. Podsyłam Mężowi informację, Mąż czyta, trawi i mówi: "Zaraz, zaraz, a czy Matylda nie chodzi do Motylków? To upieczemy babeczki!" Mąż się zaangażował. Zastanawiam się czy mu mówić, że podobno któraś spłuczka w łazience Motylków nie działa, to może by naprawił :D Ale chyba tam jacyś panowie techniczni w tym przedszkolu funkcjonują...
Plan pieczenia babeczek był, ale okazało się, że dzień przed piknikiem Młoda idzie na imprezę urodzinową do kolegi z przedszkola, wrócimy pewnie wieczorem, babeczki będziemy piec w nocy.... Mąż się poświęcił i został w domu. Babeczki wyszły pachnące i pyszniutkie, mam nadzieję, że się rozejdą jak ciepłe bułeczki :D
A Mąż mi wieczorem z premedytacja powiedział: "Taaaak, Wy to się szlajacie po imprezach, a ja cały dzień w kuchni siedzę!" :D
Bo należy dodać, że Mąż pracuje w domu zdalnie, a że mamy małe mieszkanie, to kąt pracy ma właśnie w kuchni. I jeszcze obiad ugotował. Co prawda część produktów miał przygotowanych, ale jednak... Pocałowałam go w czółko, przytuliłam, poklepałam po pleckach, żeby nie zaczął w babską histerię wpadać ;) i poszłam gotować obiad na dzień następny, żeby mógł biedak wyjść na drugi dzień z kuchni i jechać na piknik ;)
A dywan mam nadzieję, że kupią miękki, bo na starej wykładzinie Młoda targa dziury we wszystkich spodniach, legginsach i rajstopach. A ja tak nie lubię szyć...
Fajnie, że włączacie się w życie przedszkola. Jestem pewna, że Wasze bułeczki wydatnie wpłyną na jakość dywanu. :D PS Też nie lubię szyć. :)
OdpowiedzUsuńPochwalę się. Babeczki Męża rozeszły się jako pierwsze i jak przyjechaliśmy na piknik po pracy to już ich nie było. Mąż dumnie prężył klatę :D A Młoda dostała histerii, bo namówiła babcię, żeby jej kupiła babeczkę, a już nie było. Uspokoiła się dopiero jak jej przypomnieliśmy, że w domu nam zostało jeszcze jakieś 5 sztuk.
OdpowiedzUsuń