Trafiłam dziś na zdjęcie żywności, co w obecnej dobie fotografowania każdego żarcia, które się zrobi/zamówi/kupi wcale nie jest dziwne.
Zdjęcie przedstawiało kanapeczki. Przecudne, prześliczne, bardzo pomysłowe.
Źródło: motherpower
I pierwsza refleksja: pięęęęękne.
Druga: Aż szkoda jeść
Trzecia: Zrobię Matyldzie!
Nie nooooo, chyba mnie pogięło! Musiałabym w weekend wstawać o piątej, albo jeszcze wcześniej.
Poza tym, to jak? - mam na przykład ugotować pół marcheweczki, upiec jednego tościka, drugiego zmarnować w dwóch trzecich, żeby wyciąć gwiazdeczki, papryki i ogórki też tak jakoś wybiórczo potraktować, a z oliwki, małej, okrągłej, mokrej, turlającej się oliwki mam uciąć dwa plastereczki...???
Wiecie, co sobie pomyślałam ;) Że Matylda chyba i tak woli jajecznicę :D A ja wolę trochę pospać.
Moim szczytem kulinarnych osiągnięć plastycznych było zrobienie jej kiedyś muchomorka z jajka i pomidora z małymi kropeczkami majonezu, które i tak musiałam ścierać, bo Młoda majonezu nie lubi :)
Ja rozumiem, że jest bardzo fajnie, jak jedzenie na talerzu dobrze wygląda, a nie jest na przykład szarą breją, ale chyba nie należy popadać w przesadę. I kanapeczki, owszem, są u nas w domu najczęściej bardzo kolorowe, bo tak lubimy, ale robienie Angry Birds z tosta i salami, to chyba zbyt wiele :D
Poza tym Matylda lubi pomagać mi w robieniu kanapek, lubi nakładać na nie składniki, też lubi jak jest dużo i kolorowo, po czym nakłada sobie kanapkę na talerz i zjada każdy składnik osobno. Wśród pięciolatków jedzenie kanapki w całości jest passe.
Więc staram się.... ale bez przesady.
Gdybym ja miał takie jedzenie w pracy! :)
OdpowiedzUsuńJa też bym chciała... W pracy, w domu... Tylko kto nam takie piękności będzie wymyślał i robił? Chyba krasnoludki :D
OdpowiedzUsuń