Przejdź do głównej zawartości

Bestia chodzi na religię - odcinek 15

Młoda rozpoczęła ostatni rok przedszkola. Ja tam jej w szkole za dwanaście miesięcy nie widzę, ale rząd ją widzi i pomimo składnia przez nas różnych podpisów pod petycjami, pewnie ją zobaczy...


Najstarszym grupom w przedszkolu przysługują dodatkowe zajęcia dodatkowe - w zeszłym roku mieli angielski i rytmikę, w tym dochodzą religia i gimnastyka korekcyjna, więc są podwójnie dodatkowe. Poza dodatkowymi zajęciami dodatkowymi niepłatnymi są też dodatkowe zajęcia płatne, w stylu tańce i śpiewy i basen, więc Młoda jest w tym roku dosyć zajęta :D


Z religią mieliśmy lekki dylemat, bo my z Mężem do religii mamy stosunek zdystansowany. Luby niby pochodzi z rodziny katolickiej, ale nie kontynuował tradycji, ja natomiast mam przodków częściowo nie praktykujących oraz niewierzących, więc od dzieciństwa wiara nie była dla mnie czymś nad wyraz istotnym.


Nie żebym miała coś przeciwko. Uważam, że każdy powinien wierzyć, w co wierzy. Wiara jest sprawą bardzo indywidualną i osadzona głęboko w nas. Uważam też, że pięcioletnie dziecko nie rozumie jeszcze pojęcia wiary, więc staramy się Młodej tłumaczyć, o co chodzi, zwłaszcza w kontekście Bożegonarodzenia albo Wielkanocy, przy czym chcemy żeby wiedziała, że są inne religie poza otaczającą nas chrześcijańską, które mogą głosić inne poglądy. Liczymy na to, że wiara sama się w niej ukształtuje i sama wybierze jaką, jeśli w ogóle religię chce wyznawać. Takie szerokopoglądowe założenia :D


Religia weszła do szkoły, gdy chodziłam do podstawówki i pamiętam, że dla mnie był to pewien problem, bo teraz nauczyciele nie naciskają na uczestnictwo i zapewniają opiekę dla dzieci, które w zajęciach nie uczestniczą. Jak ja byłam mała, to patrzono się na mnie w kategorii problemu - co zrobić z dzieckiem, które nie chodzi na religię? Problem, problem, problem, zwłaszcza, że to dziecko nie chodzi na religię, nie dlatego, że wyznaje inną wiarę. Nie, nie, ono NIE WIERZY! Doprawdy, ludzie potrafią być ograniczeni.... Nie będę ukrywać, że przez cała otoczkę robioną przez pedagogów, co do mojego niechodzenia na religię, czułam się wyautowana. Koniec końców rodzice podpisali świstek, nauczyciele odetchnęli z ulgą, że nie muszą mi organizować opieki na te 45 minut, a ja potem już doszłam do wniosku, że był to jednak czas stracony ;) Ale przynajmniej spędzałam go z rówieśnikami.


Pamiętając jak to było ze mną, a z drugiej strony - nie życząc sobie jednak indoktrynacji religijnej pięcioletniego rozumku, zrobiliśmy wywiad przedszkolny, jak te zajęcia z religii wyglądają i kto je prowadzi, wytłumaczyliśmy Młodej, co i jak i spytaliśmy, czy chce uczestniczy. Chce. No dobra, chce, niech chodzi. Okazało się, że do religii potrzebny jest zeszyt!!! Co najmniej 60-cio kartkowy. Bo dzieci dostają obrazki, wklejają je do zeszytu i kolorują. Czy wiecie, jak trudno jest kupić zeszyt na religię? Żeby nie był z papieżem, ani z aniołkami, bo może nie przesadzajmy, ale Hanna Montana albo Monster's High to też nie jest odpowiedni motyw religijny... Taki zwykły zeszyt, bez niczego szczególnego na okładce, nie, nie, mam zbyt wygórowane wymagania! !@#$!!!!


No dobra, religia jest, dzieci kolorują obrazki. Przy okazji słuchają, co tam pani katechetka opowiada i uczą się piosenek. I powiem wam, te piosenki zrobiły furorę u Mojego Dziecka. Jak się okazało, po rozmowach z innymi mamami, nie tyko u mojego, a objawy i wybór miejsc są podobne u innych dzieci. Młoda śpiewa wszędzie. Ona generalnie dużo śpiewa, bo lubi, ale o ile śpiewanie w warzywniaku "Ogórek, ogórek zielony ma garniturek" nie stanowi żadnego faux pas, o tyle śpiewanie jednego zdania "Bóg jest z nami", w różnych tonacjach, różnych rytmach na różnych nutach, przez kilka dni pod rząd, nie bacząc na miejsce - sklep, plac zabaw, biblioteka, urząd.... to było dla nas zbyt wiele. Kategorycznie zażądałam od koleżanki, która uczy nasze dzieciaki angielskiego wprowadzenie na zajęcia większej ilości piosenek, które będą stanowić konkurencję :D


Postanowiliśmy troszkę ukrócić  religijno-wokalne zapędy Młodej, w której odezwała się jednak buntownicza Bestia.


- Kochanie, a może zmienisz repertuar? - spytałam znad siatki, do której ładowałam właśnie kartofle.


- A czemu? - typowe pytanie pięciolatki


- Bo może dział warzywny Lidla to nie jest najlepsze miejsce na śpiewanie o Bogu.


- Ale mamo, pani na religii powiedziała, że Bóg jest wszędzie, więc w Lidlu pewnie też i na pewno lubi jak śpiewam. - Pan obok napluł w pomidory. - Kochanie, ale ktoś może się czuć obrażony, że śpiewasz o Bogu przy ziemniakach. - Już czekałam na pytanie Młodej, czy może śpiewać przy jabłkach, ale Bestia mnie zignorowała i poszła z pieśnią na ustach na nabiał. Skapitulowałam.


Jednak wieczorem znowu nie wytrzymałam i poprosiłam o zmianę repertuaru. - Dlaczego mamusiu? Nie podoba Ci się ta piosenka?


A co ma mi się podobać w jednym zdaniu, które może działać na człowieka schizofrenicznie ;) wałkowanym przez cały dzień w różnych wersjach wokalnych? zgrzytałam wewnętrznie. - Wiesz kochanie - wyjaśniłam na spokojnie - mi się piosenki kościelne tak ogólnie nie podobają. - A dlaczego? - kolejne standardowe pytanie. - Bo są jakieś takie smutne - znalazłam argument, YES!, no nawet Bestia będzie musiała przyznać, że zaprezentowana dzisiaj linia melodyczna, skoczna nie była...


- Ależ mamusiu, mylisz się, to jest wesoła piosenka. - W którym miejscu ona jest wesoła? - nie mogłam uwierzyć.


- Bo ona w całości brzmi: "Bóg jest z nami. Radujmy się!"


No jasne. To zupełnie zmienia postać rzeczy :D


Chyba jej znowu zacznę puszczać Arkę Noego.


A na marginesie taka będę czepliwa - gmina płaci za religię w przedszkolu za jedną godzinę tygodniowo, a za angielski, albo rytmikę, tylko za pół. Nikt mi nie wmówi, że nasze państwo nie jest wyznaniowe...


Komentarze

  1. Jeśli chodzi o naciskanie na chodzenie na religię, to ciągle jeszcze nie jest idealnie. Znam sytuację, kiedy dzieci musiały siedzieć z tyłu klasy podczas lekcji religii, bo nie miał się nimi kto zajmować. I przypadek syna koleżanki, kiedy nie zabrano go na film o papieżu tylko dlatego, że nie chodzi na religię. Wyjście nie było organizowane przez księdza czy katechetkę, tylko przez nauczycieli. Młody przytomnie spytał, czy na film o Dalajlamie pójdą tylko buddyści.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to chłopak był rzeczywiście przytomny :)
    Osobiście uważam, że szkoła powinna przekazywać wiedzę i owszem powinna także przekazywać wiedzę o różnych religiach. A wiara powinna zostać w ludziach i każdy powinien ją wyznawać, według swojego światopoglądu. Placówka oświatowa to moim zdaniem nie jest miejsce na zajęcia stricte religijne, jakiejkolwiek wiary by one nie dotyczyły. Ale cóż - wpasowujemy się w system, bo nie chcemy, żeby Młoda miała nieprzyjemności ze względu na nasze wybory, które są odmienne od tych "odgórnie" obowiązujących...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wczesnoszkolny na religię uczęszcza też mimo że ja nie jestem osobą ani wierząca ani praktykująca czyli w statystycznych 90% narodu nie mieszczę się. Na religie chodzi bo chce, zupełnie jak u Ciebie, na zasadzie pytam, tłumacze co to za zajecia i słyszę odpowiedź " chcę zobaczyc czy mi sie spodoba". Pierwszy zgrzyt natomiast był kiedy przerabiali temat przyjęcia do spoleczności czyli chrzest. Wczesnoszkolny nie jest ochrzczony więc powiedział panu że nie jest bo rodzice nie wiedza czy bedzie chciał być..pan zapytał w jakim celu w takim razie chodzi na religię..
    Pytam sie, skoro religia weszła do szkół tak samo jak krzyże co zastąpiły godło w klasie a powinnościa szkół jest edukować przecież...czy pan katechetaw ogóle wie co tam robi ? :)
    Nie ma u nas etyki a świetlica szkolna jest zamknieta kiedy Wczesnoszkolny ma religię. Z Gimnazjalnym jest to samo. Podpisywanie zgody na uczestniczenie dzieci w lekcjach religii jak to powiedział katecheta " to formalność". Zgody nie podpisałam Gimnazjalnemu bo nie chcial. Ma okienko.
    Wczesnoszkolny natomiast powinien móc sie dowiedzieć....ale czego ja sie w sumie spodziewam... :)
    Gratuluje podejścia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że jednak niewiele się zmieniło od czasów moich przygód z religią w podstawówce. Chyba mam szczęście do przedszkola Młodej, bo tu podejście jest dosyć otwarte. Być może to zasługa kilkorga dzieci ewidentnie innych wyznać, które też do przedszkola chodzą i praktyka miała tutaj swój wpływ.
    Zobaczymy, co będzie za rok w szkole... Bo nie ukrywam, że wkurza mnie myśl zapisywania Młodej na religię tylko dla świętego spokoju, żeby się nie czuła zmarginalizowana przez szkołę. Zobaczymy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam ciekawego masz bloga i świetne odcinki piszesz. Bardzo przyjemnie się to czyta. Ten kto czytał wie, o czym mówię. Już nie mogę się doczekać tego, kiedy pojawią się następne odcinki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam.
    Cieszę się, że zaglądasz z przyjemnością :)
    Bestia co dzień dostarcza nam atrakcji, więc myślę, że ta powieść będzie miała wiele odcinków :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic