Przejdź do głównej zawartości

Bestia rozdziela imiona - odcinek 16

Codziennie rano, w okolicach godziny siódmej wsiadamy z Młodą w samochód i mkniemy do przedszkola po drugiej stronie miasta. Jest to czas, gdy Młoda ćwiczy zgryz, bo przez ssanie kciuka ma trochę krzywe zęby. U ortodonty kupiłyśmy coś na kształt plastikowego smoczka, co zamiast smoczka ma płytkę wykrzywioną na półokrągło. Poranna jazda trwa około 15 minut i jest to jedyny, stały i w miarę spokojny moment dnia, w którym Matylda może possać ortodontowego cyckacza. A ponieważ ssie, nie może mówić. Ból przeokropny dla Młodej gaduły :D A jak nie może mówić, to wpatruje się się w świat za oknem i odpracowuje przemyślenia egzystencjalne, na które w ciągu dnia nigdy nie ma czasu, bo ciągle coś się dzieje. W umyśle pięciolatki również tłoczą się miliony myśli, które trzeba uporządkować.


Dzisiaj rano Bestia oznajmiła mi:


- Mamusiu, jak będę starsza, to zmienię swoje imię na Ania, a wtedy Ty będziesz musiała też zmienić swoje imię, bo to bez sensu, żeby mama i córka miała tak samo na imię!


- Dlaczego? - spytałam płaczliwie, bo jakoś całkiem lubię swoje imię i myśl o jego zmianie w przyszłości nie była dla mnie radosna. Poza tym te stosy dokumentów, w których trzeba będzie dokonać zmian danych osobowych....


- Bo ja nazwę swoją córeczkę Matylda, a już Ci mówiłam, że mama i córka nie powinny mieć tak samo na imię.


- A jak ja mam mieć na imię?


- Jak chcesz. Coś sobie wybierzesz...


No dobra, sprawa zamiany imion w przyszłości uświadomiła mi, że Młoda lubi swoje imię. Wbrew temu, co powiedział nam kiedyś pewien policjant, który zatrzymał nasz samochód do kontroli. Zobaczył mój wielgachny brzuch i spytał, jak damy córce na imię. Gdy usłyszał "Matylda" stwierdził, że robimy dziecku krzywdę, bo przez dziwne imię będzie miała w życiu pod górkę. Nooo, pamiętam, że strasznie wtedy płakałam, bo ja uważałam imię Matylda za bardzo ładne, a tu mi ktoś wyskakuje z głupim tekstem. Mąż chciał panu policjantowi naklupać za to, że doprowadził mnie do łez, ale się powstrzymał, bo napaść na policjanta, to nie jest coś, co dobrze wygląda w papierach.


To dzisiaj mogę z pełnym przekonaniem odpowiedzieć temu panu policjantowi, że żadnej krzywdy tym "dziwnym" imieniem Młodej nie wyrządziłam. Młoda jest silną dziewczynką, nie dającą sobie w kaszę dmuchać. Bo takie imię, proszę pana, zobowiązuje. Bo imię Matylda, proszę pana, oznacza "mała wojowniczka". Bo moja córka to Bestia, co sobie radę w życiu da, z takim nietypowym imieniem. I moja córka sama uważa je za tak fajne, że chce je nadać własnej córce. :D

Komentarze

  1. Warto mieć dzieci na prawdę ! Są takie urocze, czasem potrafią rozbawić na cały dzień swoimi żarcikami czasem nawet przez przypadek. Też nie raz mam ubaw jak przed wyjściem do pracy mały palnie jakąś głupotą to potem nie mogę się opanować. Polecam każdemu takiego małego uparciucha :)

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz już chyba nikogo nie dziwią oryginalne imiona a imię Matylda jest bardzo ładne, najważniejsze że podoba się posiadaczce. Jestem przeciwny tylko nadawaniu polskim dzieciom imion typu np. Jessica, a kilka takich przypadków znam, ewentualnie takim ciężkim, przestarzałym imionom jak np. Zdzisława.

    OdpowiedzUsuń
  3. Imię "Matylda" w żadnym razie nie jest dziwne ani brzydkie. Jest urocze i słodkie. Matylda. Brzmi też jakoś tak... aksamitnie. Śliczne imię. Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdyby zmiana imion była tak prosta było by całkiem fajnie;) dzieci są przesłodkie i chyba jeszcze nie raz nas dorosłych zaskoczą swoimi pomysłami i tym bezproblemowym podejściem do wszystkich spraw

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też polecam :d Z moją małą Bestią często mamy ciężki orzech do zgryzienia, ale codzienność z dzieckiem jest ciekawa i za każdym razem nowa :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nikt mi jeszcze nie powiedział, że Matylda brzmi aksamitnie :D Bardzo dziękuję za porównanie, ogromnie mi się podoba :)
    Pozdrawiam wzajemnie

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja osobiście wolę polską Zdzisławę, którą można dziecku fajnie zdrobnić, niż Jessicę, a od Dżesiki to już uciekam. Przy czym piszę o samych imionach, a nie o ludziach, którzy je noszą. Zresztą akurat żadnej Jessici nie znam ;) Z drugiej strony - uwielbiam Grę o Tron ale nie przyszłoby mi do głowy nazwać córkę Daenerys, co podobno jest ostatnio hitem w Stanach.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dokładnie. Dzieci zupełnie inaczej widzą świat i mają gdzieś wszystkie schematy, które nam się narzucają przez bycie częścią jakiegoś społeczeństwa. Dlatego często ich rozwiązania są dla nas tak zaskakujące. Mnie to fascynuje i zawsze z uwagą słucham pomysłów Młodej, bo czasami, jak odrzucić głupie konwenanse, które mamy zakodowane w głowie, to okazuje się, że pomysły dziecka na rozwiązanie jakiegoś problemu bywają bardzo twórcze i warto z nich skorzystać :D

    OdpowiedzUsuń
  9. jeśli to Ty wybrałaś dla niej imię, to trzeba Ci pogratulować, bo w swoim otoczeniu nie znam nikogo o tym jakże pięknym imieniu :) za to otaczają mnie Oliwki i Gabrysie... aaaa jeszcze Patrycje :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Coś w tym jest, że dorośli nie mają już takich pomysłów jak to było za dziecka. Ja sam pamiętam jak byłem dzieckiem dziś bym się wstydził za pomysły, które kiedyś miałęm w głowie. Bycie dzieckiem jest bez granic i trzeba korzystać póki jest się takim brzdącem.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nas otaczają Zuzie i Julki. Ja uważam, że imię jest kwestią gustu rodziców, ale na dziecku spoczywa "ciężar" jego godnego noszenia. Ja całe życie byłam zwykłą i pospolitą Anką, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało i żałowałam, że nie jestem powabną Wandą. Swoje imię doceniłam dopiero po latach. Obecnie już chyba jest niemodne, bo w przedszkolu na 150 dzieci Anie są może dwie, albo trzy.
    A jak Młoda poszła do żłobka, to okazało się, że w jej grupie też jest druga Matylda, ale od tamtej pory innej Matyldy nie poznaliśmy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dokładnie.
    My na przykład uwielbiamy wygłupiać się w marketach na zakupach. Ale nikt nam uwagi nie zwróci, bo jesteśmy z dzieckiem, więc dla nas nie ma, że nie wypada :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic