Przejdź do głównej zawartości

Klocki są niesamowite

Pojechaliśmy sobie wczoraj wieczorem na wystawę budowli z klocków lego. No, niezbyt tania impreza, jak na ilość przedstawionych budowli, ale jednak nie żałuję.


Oczywiście wystawa była reklamką najnowszych serii klocków, które mnie osobiście jakoś nie do końca kręcą, ale coś z tych starych serii też się znalazło. Między innymi szare klocki, z których zbudowane były zamki, rycerze na koniach i smoki. Jak byłam mała te klocki były dość popularne i marzyłam by je mieć. Rodzice się bardzo spięli i dostałam taki mały zestawik z rycerzem, koniem i chyba karetą. Zamku sobie z tego nie zbudowałam... A wiecie, że już tych klocków nie produkują? Szkoda. Serii "basic", z których można było zbudować domy, samochody, łodzie, samoloty - przeważały w niej klocki czerwone - też już nie ma. Teraz jest "creator". Ale widzę, że te zestawy biednieją. Przede wszystkim coraz mniej w nich uniwersalnych klocków, a coraz więcej tych unikalnych, z których np. możesz zrobić komin na dachu, tylko i wyłącznie i nic innego. To chyba taki sprytny zabieg marketingowy, żeby wyciągać jak najwięcej kasy. No cóż, świat się zmienia ;)


W każdym razie poza zestawami z nowych serii, były też naprawdę nieźle zrealizowane konstrukcje: London Bridge, wieża Eiffla, świątynia (chyba) w Karnaku jeśli dobrze rozpoznałam, Titanic (nawet wypatrzyłam Jacka i Rose), Pałac Kultury i Nauki, miasteczko na dzikim zachodzie, indianie, zamek, smoki, muminki, stacja kolejowa i jeżdżące pociągi, samoloty, prom kosmiczny i całe lotnisko. No i jeszcze konstrukcje, które ruszały się po naciśnięciu guzika - karuzela, dźwig, co przenosił klocek z miejsca na miejsce, nawet mały, złośliwy transformer, który atakował rękę, jak się ją przyłożyło do szyby :)


Naprawdę niektóre konstrukcje wyglądały niesamowicie. A wszystkie parki miniatur to przy tej wystawie kwiczą i jojczą, bo co innego zrobić przestrzenną makietę, a co innego zbudować to z klocków! Oczywiście wiele elementów było dosyć kanciastych, co przypominało mi trochę pikselozę na starych monitorach, albo w starych grach komputerowych, ale jak się odpowiednio zmrużyło oczy, to kanciastość się rozmywała :)


I jak tam sobie chodziliśmy i oglądaliśmy, to nie mogłam się nie zgodzić z usłyszaną kiedyś opinią, że klocki lego są jak cycki - niby stworzone dla dzieci, ale częściej się bawią nimi dorośli faceci :D Bo nigdzie chyba nie widziałam tylu facetów, w różnych przedziałach wiekowych, którym tak bardzo świeciły się oczy, którzy z takim zapałem oglądali jeżdżące kolejki i robili milion zdjęć - oczywiście NIE swoim dzieciom.


Zdjęcia robiliśmy, ale nie mogę udostępnić, bo mi blog powiedział, że wykorzystałam już 100% przyznanej mi przestrzeni dyskowej. I się zdegustowałam nadzwyczaj na tę informację. I albo czeka mnie usuwanie starych fotek, co mi nie w smak bardzo, albo czekają mnie przenosiny, tam gdzie oferują trochę więcej miejsca. Albo znajdę wyjście numer trzy, ale to już może w weekend...

Komentarze

  1. wynika z tego, że klocki po moich dzieciach muszę przechować dla ewentualnych wnuków ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę wystawy :) Moje dzieciaki mają fizia na punkcje klocków Lego. Na urodziny, Gwiazdkę itd nawet pytać nie muszę co chcą dostać :) Consek - te klocki są tak ponadczasowe, że przechowanie klocków dla wnuków jest wskazane - takie x-letnie okazy czasem mają nawet większą wartość niż te nówki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przechowaj! Klocki są nieśmiertelne! Wszystko jedno, czy lego, czy zwykłe drewniane. Młoda bawi się klockami po mnie i po Tatusiu i wcale nie tracą uroku, nawet jeśli część się popsuła. Chociaż akurat lego to chyba są nieśmiertelne i przeżyją zagładę świata razem z karaluchami. :D Więc pewnie naszymi klockami jeszcze dzieci Matyldy będą się bawić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwłaszcza, że na przykład klocków z mojego dzieciństwa już teraz nie produkują, a w ogóle nie straciły na swojej użytkowości. I z jednego zestawu można zbudować coś więcej niż jeden domek :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ehhhh też bym się pobawił, klockami, kolejkami no nie powiem cyckami też, owszem jak najbardziej i bardzo zdecydowanie tez ;)
    A co do miejsca na fotki na blogu to jest rozwiązanie w postaci założenia onet dysku. Przyznawane jest wtedy znacznie więcej pamięci wirtualnej i da się wówczas wstawiać fotki, tak ja na przykład robię u siebie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki Ci Dobry Człowieku za poradę. ratujesz moje wspomnienia przed niecnym klawiszem Del ;) Skorzystam z rozwiązania.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic