Przejdź do głównej zawartości

Opowieść o tym, jak to Mąż nie dostał świstka

Zdarzenie przypomniało mi się w trakcie pisania wczorajszego postu o religii w przedszkolu. Zaznaczam, że nie zamierzam tym wpisem nikogo obrażać, wpis przedstawia mój stosunek do Kościoła jako instytucji, a stosunek ten, z każdym przypadkiem kontaktu robi się coraz bardziej odbytniczy. Poniżej opisane zdarzenie nie jest jedynym, które taki stosunek ukształtowało. Nie spędza mi to jednak snu z powiek i Kościół rzadko bywa tematem numer jeden moich przemyśleń, ale skoro nigdy nie pisałam, to raz napiszę.


Szwagierka ma urodziła syna, na oko sześć lat temu. Na pamięć - też sześć lat temu ;)


Mąż, wówczas Nie-Mąż został poproszony o bycie chrzestnym. Super! Mąż miał taką potrzebę i czuł wewnętrzny obowiązek zapewniać opiekę swojemu siostrzeńcowi, poza tym, może nie praktykuje wylewnie, jednak jest dobrym człowiekiem, który żyje wedle ogólnie przyjętych zasad etycznych i moralnych, które są przecież zgodne z chrześcijańskimi, więc się zgodził w podskokach. Co prawda propozycja przyszła dosyć późno, ale jak się okazało do bycia chrzestnym potrzeba przede wszystkim przyjechać na miejsce chrztu ;) a po drugie mieć jakiś papierek, który wydaje miejscowa parafia.


Oblecieliśmy kancelarie trzech kościołów, bo jako ignoranci nie wiedzieliśmy, do którego należy uderzyć :D Ale w końcu trafiliśmy do właściwego i popełniliśmy okropny błąd. A właściwie dwa. Bo ja byłam już w dużej ciąży, a poszliśmy razem, bo jakoś tak się przyjęło, że ja jestem od załatwiania. Mąż poszedłby sam, pewnie nie byłoby problemu... Ale byliśmy razem.


Pani wyjęła nasze akta. NASZE AKTA, to oni mają nasze akta?!?!?!?!  Przeglądnęła dokumenty, popatrzyła na nas surowo, wytknęła potępiająco, że ani razu nie przyjęliśmy kolędy, ale dobra wypisze ten świstek potrzebny do chrztu. Łaska! Łaska przeogromna! Nie wiedziałam, czy powinnam się do stóp rzucać i całować, bom nieobeznana ;)


I wtedy padło z ust pani pytanie, od kiedy jesteśmy małżeństwem, a my z wrodzonej uczciwości popełniliśmy błąd numer dwa. Odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że małżeństwem nie jesteśmy. Pani popatrzyła na mój wielgachny brzuch POTĘPIAJĄCO. Z czystej ludzkiej przyzwoitości powinnam była siłą woli cofnąć tą ciążę ekspresem do czasów jajeczka i plemnika, tego plemnika z siebie wytrząsnąć, złapać za ogonek i wyrzucić przez okno, a dla pewności jeszcze może i wdeptać w ziemię, co by szatańskie-bo-nie-małżeńskie nasienie na pewno już nikomu krzywdy wyrządzić nie mogło... Uwierzcie mi - miałam w tej kościelnej kancelarii taka właśnie wizję. Ja rozumiem, że życie w niezalegalizowanym kościelnie związku partnerskim, a zwłaszcza płodzenie w nim dzieci, to nie jest podejście chrześcijańskie, ale jednak wychodziliśmy zawsze z założenia, że jeśli już ma nas ktoś osądzać, to raczej Bóg, a nie ta pani...


Pani wycedziła przez zęby, że w takim razie ze świstka nici. Ale chyba ruszyło ją trochę sumienie, bo nam naprawdę bardzo zależało i się ogromnie zmartwiliśmy. Pani pomyślała chwilę i stwierdziła, że jest szansa na świstek. Otóż w ciągu najbliższych dwóch tygodni, bo tyle zostało do chrztu, powinniśmy wziąć szybki ślub i to załatwi sprawę.


Najpierw podniosłam szczękę z ziemi, potem przewałkowałam na szybko w myślach moją opinię na ten temat, starając się, by żadne z tych słów nie wydostało się przez moje usta, bo byłaby z tego niezła awantura, a w końcu byłam w dużej ciąży i nie zamierzałam się wydatnie denerwować, popukałam się w czoło i wyturlałam się z kancelarii. Mąż to się chyba tej pani nawet w twarz roześmiał, na takie chrześcijańskie podejście do tematu. Pozostało nam dzwonić do szwagierki, żeby szukała innego chrzestnego...


To dopiero byłby ślub dla papierka...

Komentarze

  1. Miałam obiad robic ale co tam...
    No żesz..kurna...
    Mój ojciec lat ...duużo :D...nie był bierzmowany a chrzestnym był pięć razy chyba i slub kościelny brał też.
    Mój mąz nie był bierzmowany i nie mógł być chrzestnym.
    Moja kuzynka żyła w związku partnerskim- nie homo tylko hetero, nie lubie słowa konkubinat- i z tego związku jest dziecko, które chciała ochrzcić. Chrzestnym miał byc jej brat, który dostapił zaszczytów wszelkich sakramentów ale zyje równiez w zwiazku luźnym. Ona papierek dostała, on nie. Zaproponowano mu ślub.
    Ja będąc w ciąży widocznej dla wady wzroku -6 musiałam uczęszczać na nauki przedmałżeńskie i prowadzic kalendzrzyk bo pani formalistka co je prowadziła nie dała sobie nic wytłumaczyć.
    Gdzie Bóg a gdzie Kościół jako jego dom?
    Jak mi ktos jeszcze powie, że kościół to swiete miejsce to zacznę szczekac...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwa razy byłam proszona o bycie chrzestną, ale odmówiłam grzecznie, tłumacząc, że jestem osobą niewierzącą, a rodzice chrzestni mają wspierać rodziców w wychowaniu w wierze. Szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiem, dlaczego w ogóle zostałam poproszona, skoro rodzice doskonale wiedzieli, jaki jest mój stosunek do religii. Mam nadzieję, że się nie obrazili. Ale naprawdę czułabym się nie w porządku, będąc chrzestną. Raz zostałam świadkiem na ślubie kościelnym, ale od razu zastrzegłam, że jestem niewierząca i nie mam żadnych karteczek. Ksiądz nie widział problemu. Powiedział, że wierzący mają być państwo młodzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też raz byłam świadkiem i ksiądz też nie widział problemu, żem nie chrześcijanka. Wierzyć w Boga mają państwo młodzi, bo przed Nim sobie udzielają ślubu. A ja mam tylko poświadczyć, że to zrobili. Ślepa nie byłam, głucha też nie i podpisać się mogłam, więc dla księdza wszystko grało.
    Jak widać - to ludzie ludziom stwarzają problemy, a nie wiara jako taka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kościół jako twór administracyjny jest dla mnie nie do strawienia. Oczywiście nie mam nic przeciwko ludziom, którzy spełniają swoje powołanie, ale mam wiele przeciwko ludziom, którzy rzucają innym kłody pod nogi, tylko dlatego, że mogą. Akurat w kwestii kościelnych małżeństw i chrztów jest tyle rozbieżnych sytuacji, że widać, że tylko od woli księdza, albo administracji parafialnej zależy, czy ktoś dostanie ślub, albo czy ochrzci dziecko. A są osoby, które lubią powiedzieć NIE. I gdzie tu ta miłość do bliźniego, gdzie empatia i życie we wspólnocie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja muszę powiedzieć, że kościół wymaga ślubu kościelnego jednak nikt tak naprawdę nie patrzy, na to że wiele ludzi nie stać, na to żeby do końca miesiąca utrzymać siebie, a co dopiero zrobić wesele z prawdziwego zdarzenia. Dziecka nie ochrzczą jeśli nie ma ślubu. To wychodzi na to, że wiele dzieci będzie bez chrztu w dzisiejszych czasach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też spotkałam się z sytuacjami, że ksiądz odmawiał chrztu, bo rodzice nie byli małżeństwem. Ale jednak mniejszy problem z chrztem niż z jakimkolwiek zaświadczeniem ;)
    Zresztą wszystko zależy od księdza i ludzi którzy się tym zajmują, tak samo zresztą, jak w każdym innym urzędzie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic