Przejdź do głównej zawartości

Magia Świąt

Dlaczego te Święta były wyjątkowe?


Po pierwsze dlatego, że spędziliśmy je w Dziczy. Teściowie powtórzyli rozwiązanie z zeszłego roku i pojechali w góry do hotelu. Zabrali Szwagierkę i Kuzyna Młodej i byczyli się od rana do wieczora, a posiłki mieli podstawione pod nos. A moi rodzicie postanowili spędzić w końcu Święta w Dziczy. W KOŃCU! Od czego przecież jest Dzicz! Widząc nasz entuzjazm w tym zakresie, popędzili kupować lampki na choinkę, która rośnie w ogródku i tata biegał co wieczór do garażu, żeby je zapalać. Za to my z Młodą przyklejałyśmy co wieczór nosy do szyby, żeby je podziwiać. Mama standardowo powtarzała cowieczorny ochrzan, że brudzimy i palcujemy jej okna...


W Dziczy mieliśmy tropiki, bo tata nagrzał dom tak, że pewnie w bikini byłoby nam za ciepło, a choinka z czystej roślinnej przyzwoitości powinna zmienić się w palmę... Taka świąteczna, ciepła atmosfera.


Po drugie, Święta były niezwykłe, bo nie tylko zwierzęta odzywają się w Wigilię. W moim przypadku odzywają się też zęby. Niezmiennie od kilku lat albo wypada mi plomba, albo kruszy się ząb, albo rwą mnie tak niemiłosiernie, że świąteczna atmosfera omija mnie szerokim łukiem. A w te Święta jakoś, odpukać, nic.


Po trzecie - spadł śnieg. Sama stworzyłam przysłowie, że w któreś święta musi u nas padać śnieg, wszystko jedno, czy Wielkanoc, czy Bożenarodzenie. Ale miło, że tym razem pogoda trafiła w odpowiedni moment. Byliśmy tym faktem tak zdziwieni, że nie byliśmy przygotowani, zwłaszcza ubraniowo, ze zmiany z plus sześciu na minus dziesięć. Nagle okazało się, że naprędce zabrane Młodej wodoodporne rękawiczki, są już na nią za małe i dawno przestały być nieprzemakalne. Ale Młoda miała frajdę, bo tatuś w ramach konieczności spalenia nadprogramowych kalorii zabierał ją na spacer i ciągnął Matyldę za ręce, a ona z piskiem wydzierała się z zadowolenia, że jest prawie jak na ślizgawce.


No i zrobiliśmy bałwana. Duży nie był, ale stał w ogródku obok choinki obwieszonej lampkami i chyba się nieźle dogadywali. Oczy i nos miał z kory, bo marchewki nie mieliśmy. Kamyczków też nie mogliśmy znaleźć, aż dziw, że latem w ogródku się o nie potykamy, a jak były potrzebne, żeby bałwankowi zrobić oczy, to się skubane pochowały. Chyba zapadły pod ziemią w sen zimowy.


Po czwarte rodzinka moja zjadła przygotowaną przez nas zupę rybną, co nie jest tradycją bo przez lata w domu moich rodziców królowała grzybowa. I ta rybna im nawet smakowała. Zrobiona z pstrągów łososiowych, które własnoręcznie filetowałam, pierwszy raz w życiu, opierając się na wiedzy zdobytej oglądając programy kulinarne. Dumna byłam i blada, ot co.


Po piąte, objedliśmy się niesamowicie, bo jednak co roku odwiedzaliśmy rodziców na świątecznych obiadach, a w domu mieliśmy jedynie małe przekąski. Do następnej wizyty zwykle udawało nam się zrobić odpowiednie miejsce w żołądku. Tym razem stół był suto zastawiony przez prawie cały czas, poza tym lodówka trzy razy większa od naszej, w dodatku pełna. Naprawdę odmawiałam już jedzenia ciasta, przegryzałam owocami, ale i tak cieszyłam się, że Dzicz jest piętrowa, bo przynajmniej po schodach trzeba było chodzić kilkanaście razy dziennie, a właściwie turlać się, bo brzuszki mieliśmy okrągłe.


Po powrocie do domu z ulgą zjedliśmy na śniadanie jajko, a na obiad ryż z warzywami. Do mięsa pewnie przez jakiś czas będziemy dojrzewać ;)


A przede wszystkim spędziliśmy te Święta rodzinnie, dom rozświetlał blask ognia w kominku, światełka lampek na choince, wypełniał go odgłos mruczących z zadowolenia kotów i szczebioczący (na wysokim c) głosik Matyldy, której się buzia nie zamyka. Nawet na filmie instruktażowym o tresurze smoków...


Czyli tak, jak powinno być...

Komentarze

  1. No to rzeczywiście magiczne święta:) A ja najchętniej to bym przeszła na dietę wodną, ale tyle jedzenia nie może się przecież zmarnować ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozazdrościć tylko takiej świątecznej atmosfery :)
    Post się czytał niczym jakąś baśń z cyklu: "opowieść świąteczna" ;)

    U mnie (wlkp) niestety śnieg nie zawitał, toteż bałwan mógł zostać zrobiony tylko z piernika, a sanki nadal grzeją miejsce w piwnicy.

    U mnie co roku jest na wigilię zupa rybna (must have ;)). A czy Twoja wersja też posiada rodzynki :)?

    Do siego roku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, jak u Ciebie z pogodą, ale ja wiele "resztek" poświątecznych trzymam na balkonie. Przy mrozie -10 dadzą radę przetrwać jeszcze trochę. Balkon ma większy metraż, niż mój mikrusi zamrażalnik, a jest szansa, że za parę dni wróci mi ochota na szynkę i wtedy będzie jak znalazł :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przewidzieliśmy zmiany pogody, więc sanek do Dziczy nie wzięliśmy, ale może po Nowym Roku uda się pojeździć z Młodą. Mogłoby jeszcze trochę dopadać, ale na razie mróz siarczysty, więc się zapowiada. I pomimo, że muszę skrobać auto co rano, to widok śniegu i mroźne powietrze mnie cieszą, bo na Śląsku od kilku lat nie było porządnej zimy, więc może w tym roku sanki i nartki będą użyte.
    A zupę rybną robię czystą, czyli sam wywar plus cytryna i śmietana. Do tego grzanki z upieczonej bułki. Chociaż muszę przyznać, że rodzynki mnie zainteresowały ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic