Przejdź do głównej zawartości

Ktoś to sobie dobrze obmyślił

Jest taka reklama, która, jak się dzisiaj dowiedziałam z Wszechwiedzącego Intermetu ;) stała się koszmarem minionych świąt. Hmmm, no chyba ktoś przesadził, tak sobie myślę. Z drugiej strony, my oglądamy telewizję naprawdę rzadko, w zasadzie jedynie w kontekście bajek dla Młodej, radio jest tłem do podróży samochodem, czyli leci maks godzinę dziennie, a jednak wszyscy czasem nucimy pod nosem coś tam o niskich cenach. Czyli reklama musiała być tak intensywnie puszczana, że nawet w nas trafiło. To jak statystyczna polska rodzina spędza przed telewizorem kilka godzin dziennie, a w  Święta pewnie dwa razy tyle, to się nie dziwię, że mózg może spuchnąć.


I tak sobie analizowałam zjawisko pod kątem socjologicznym i marketingowym, bo w tych kierunkach studiowałam i mi bakcyl pozostał. No i doszłam do wniosku, że całą kampanię wymyślił ktoś genialny. Bo w zasadzie, czy ktoś się czepia, że sprzęt elektroniczny w tym reklamowanym sklepie jest zły i be? No właśnie nie. Więc jak już ludzie z nerwów, na wysłuchaną po raz trzydziesto tysięczny osiemset dwunasty reklamę, wywalą telewizor z hukiem przez okno, to gdzie pójdą kupić nowy? Ha? Tam gdzie są niskie ceny. A jak wczoraj słyszałam w radiu, właśnie mają promocję na telewizory ;)


Genialne :D


Pod reklamę mogliby się podczepić producenci okien, bo w nerwach ludzie mogą najpierw rzucać odbiornikiem, a dopiero potem myśleć o otwarciu okna...


A na marginesie, to myślę, że  dobrze wypowiedziała się sama wokalistka: Ludzie wyłączcie wreszcie te telewizory.

Komentarze

  1. A wiesz że w necie jest stronka na której internauci hejtują tą reklamę... tak czy siak twórcy cel osiągnęli, bo nie ważnej co się mówi, ważne że SIĘ mówi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ludzie chyba mają za dużo wolnego czasu i im się nudzi … ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic