Przejdź do głównej zawartości

Czego uczą się u nas obcokrajowcy

Mąż pracę zmienił jakiś czas temu. I chwali ją sobie.


I w tej pracy pracują osoby z różnych krajów. Oczywiście przewaga Polaków, ale są Anglicy, Amerykanin, Rosjanka, Hiszpanka i pewnie jeszcze kilka innych narodowości się znajdzie, ale już nie ogarniam :)


Mąż na przykład ostatnio nauczył się, że w języku angielskim litera y jest spółgłoską. Z kolei kolega z Anglii był zaskoczony, że u nas to jest samogłoska. Tyle lat się angielskiego uczyłam i naprawdę pierwszy raz się z taką ciekawostką spotkałam.


Obcokrajowcy z pracy Lubego posługują się w kontaktach pracowniczych głównie angielskim, ale parę osób całkiem nieźle już mówi po polsku. Ale akurat nie Matt. Matt przez dziewięć miesięcy pobytu w Polsce oparł się urokowi naszego pięknego, szeleszczącego języka w ogólnym zakresie.


Mąż wrócił kiedyś z przerwy "na lunch" i zastał Matta pochylonego nad biurkiem, wsuwającego na chybcika kurczaka z rożna. Luby z uśmiechem stwierdził, że chyba mu smakuje, na co Matt odrzekł z uśmiechem i pełnymi ustami: ŻA-JE-BIŚ-TIII, unosząc w górę otłuszczone kciuki.


Bo czego uczą się u nas obcokrajowcy? Tak na początku? Przede wszystkim przekleństw i wyrazów związanych z emocjami, przeważnie również opierających się na przekleństwach, albo słowach nie do końca uznawanych w naszym języku za ładne. A z czego to wynika? Że my ich bardzo często w potocznym języku używamy. Z sufitu sobie tego nie biorą. Zresztą to działa w obydwie strony, prawda? Kto z Polaków nie wie, co oznacza słówko fuck? Czasami jest to jedyny wyraz obcy w słowniku statystycznego Polaka ;)


Patrząc na to humorystycznie, chyba możemy być dumni, że jedno angielskie słówko fuck ma w polskim języku co najmniej kilkadziesiąt odpowiedników ;) w zależności od kontekstu, sytuacji i siły nacechowania emocjonalnego...


Przypomina mi się scena sprzed prawie dwudziestu lat, jak to w szkole średniej moja klasa uczestniczyła w wymianie edukacyjnej uczniów z Danii. Oni przyjechali do nas, potem my do nich. I czego chcieli się dowiedzieć od nas na początku nastoletni Duńczycy? Jakie w Polsce jest najgorsze, ale takie absolutnie najgorsze przekleństwo.


Jak kiedyś spotkacie Duńczyka w wieku między 30 a 40 lat, który w chwilach wściekłości mruczy pod nosem: "czterrrrdzieści czterrry!", to znaczy, że był w młodości na wymianie w mojej szkole :)


Komentarze

  1. Bardzo podoba mi się polskie przekleństwo w duńskiej wersji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj.... nie ma to jak dobre polskie przeklenstwo :)
    Mam inne doswiadczenie. Mieszkam za Wielka Woda. Na lekcji angielskiego mlody, bo okolo dwudziestokilku letni kolega spytal naszej nauczycielki calkiem powaznie co to jest 'fuck'. Chlopak byl bardzo dobrze wychowany, delikatny. Nauczycielka, przewspaniala Fay, spojrzala na niego z niedowierzaniem. Znajac jego charakter nie wierzyla, ze robi z niej balona. Fay rozejarzala sie dookola i widzac, ze kazdy jest powazny i czeka na wyjasnienie, wytlumaczyla grupie ludzi bardzo poczatkujacych w nauce angielskiego znaczenie slowa. Jak, to juz nie pamietam ;) Chlopak malo nie spalil sie ze wstydu i dlugo chodzil za nia przepraszajac. Do nas rozzalony tumaczyl sie 'No i co mialem zrobic? W slowniku nie moglem znalesc a ciagle slysze 'fuck' na filmach i w mowie potocznej....? :)
    Oczywiscie nalezy dodac, ze nigdy go nie slyszalam przeklinajacego po polsku :) No, ale to bylo daaawnooo :) :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Śmieję sie jak głupi do monitora bo zdałem sobie sprawę ile owo fuck ma odpowiedników w języku polskim. Palców mi zabrakło do liczenia :P Widać jacy jesteśmy kreatywni. Z tą literą "y" to fajna ciekawostka, zastanawiam się, gdzie oni słyszą "jeszcze coś" oprócz samej litery :) Człowiek całe życie się uczy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że udało Ci się już powstać ;)
    Czasem miewam wenę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Każde słowo warto znać, ucząc się języków obcych. Zwłaszcza, jak się używa języka na co dzień, to wszystko jedno, czy słowo zwyczajne, czy brzydkie. Ja kiedyś miałam taki mały podręczny słowniczek wyrazów brzydkich używanych w różnych językach. Sama w mowie nie używałam, ale czułam się przygotowana, gdyby na przykład ktoś chciał mnie za granicą zwyzywać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś widziałam taką listę polskich odpowiedników angielskiego "fuck". Długa. Naprawdę możemy się poszczycić barwnością języka.na szczęście nie tylko w przypadku przekleństw.
    A z tym "y" jako spółgłoską - tak przynajmniej tłumaczył to ten Anglik - oni to wymawiają jak "ł" i dla nich to brzmi, jak spółgłoska. Przy czym chodzi o "y" na początku słowa, dlatego jest np. "a yeti" albo a "yard", a nie "an yeti".
    Dla mnie też nowość, ale dobrze wiedzieć :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic