Onet.blog do mnie napisał, że już dawno mnie Tutaj nie było i może powinnam coś napisać... Naprawdę? To już ponad miesiąc? Nie wiem, gdzie ten czas przeleciał.
Pomiędzy chorobami, które dotknęły wszystkich członków naszej rodziny, a najbardziej Młodą, moim zmęczeniem, brakiem porządnego snu i kiepską kondycją psychiczną były gdzieś Święta Jajeczne, szaleńcze poszukiwanie nowego roweru dla Młodej i obiad z gęsiną z okazji urodzin mojego taty (przepyszny)...
Od kilku lat mam wrażenie, że czas przyspieszył z kopyta i zasuwa szalonym kurcgalopkiem, nie dając mi szansy na chwilę oddechu. Mam zaległości w pracy, w sprawach prywatnych i na blogu też. Najwyższy chyba czas wziąć się w garść. Zaczęłam od zaplanowania urlopu na przyszły tydzień, żeby przynajmniej odrobić parę zaległych spraw i już z góry wiem, że nie zdążę ze wszystkim. Nie, nie chodzi o to, że nie wierzę we własne siły, tylko jak zwykle - za dużo sobie ładuję :) Kiedyś przeczytałam, że na zachodzie ludzie biorą urlop, żeby pojechać na wakacje, a Polacy żeby robić remont. No to ja, miedzy innymi, zamierzam umyć okna, bo zaczęło mnie irytować, że są takie zaciapciane, odkąd zrobiło się słonecznie i bardziej to widać. Z góry uprzedzam, że pewnie dlatego będzie lać.
Nawet Moja Córka narzeka na brak czasu. No fakt, zanim ją odbiorę po pracy, a po jej przedszkolu, od dziadków, zanim wrócimy do domu i upichcimy jakiś obiad, tak naprawdę robi się wieczór i Matylda codziennie narzeka, że nie zdążyła zrobić wszystkiego, co chciała. A tyle jest zajęć - można rysować, malować, plastelinować i klockować, można pomagać rodzicom w gotowaniu, można robić kolejny bałagan na wcześniejszym bałaganie na swoim biurku, można się przebrać po raz dziesiąty, a ciuchy rozrzucać po mieszkaniu, można iść na rower, albo na plac zabaw, można poczytać książkę ustami Mamy albo Taty, można miętosić kota, można oglądać kwiatki, można pisać listy do koleżanek, można stać w lodówce zastanawiając się, co można przekąsić, można nurkować w wannie, albo przynajmniej tarzać się po ziemi... W życiu pięciolatki jest tyle możliwości...
W sobotę wybraliśmy się do aquaparku i Młoda naprawdę świetnie się bawiła przez dwie godziny, ale po powrocie do domu była niepocieszona, że już jest wieczór, a ona ma jeszcze tyle zajęć i nie zdąży ze wszystkim. Koszmar i tragedia! :)
I jak ja mam jej wytłumaczyć, że czas tak pędzi jak szalony i chyba już tak mu zostanie? Jedynymi momentami, kiedy czas mi ostatnio zwalniał, były dwie minuty spędzane w kriokomorze. Taka rozrywka (dla mnie - największego na świecie zmarzlucha!) nazwana szumnie rehabilitcją, na zbolały i skrzywiony kręgosłup i różne okoliczne przypadłości, była mi dana codziennie przez dwa tygodnie. I były to każdorazowo dwie minuty, które wlokły się niemiłosiernie. Rzekłabym, że czułam, jak się starzeję ;)
Ale jak tylko wychodziłam z tej lodówki, czas znowu nabierał rozpędu i wszystko działo się w biegu.
No dobra - biorę się za siebie i będę skrobać częściej. Niestety nie wymyślono jeszcze dyktafonów na myśli, bo w głowie kłębi mi się wiele, tylko pisać nie mam kiedy. Ale jak ktoś by taki dyktafon wymyślił, to się zgłaszam na ochotnika na testy. Najlepiej dyktafon połączony z systemem zapisu, żebym mogła szybciutko puszczać moje wypociny w świat.
Też by mi się marzył taki dyktafon! Podejrzewam, że chętnych byłoby znacznie, znacznie więcej. :) Więc może w końcu ktoś pomyśli... Twój brak czasu rozumiem doskonale.
OdpowiedzUsuńO to to. Dyktafon na myśli..Wiesz, u mnie z czasem jest równie kiepsko , u moich dzieci jest i mąż tylko ma czas na wszystko, ale on zawsze czas miał i mieć bedzie , bo to typ człowieka taki, ze gdy ja odwalam maratony sprinterskie i itak sie nie wyrabiam, on idzie. W mysl zasady że i tak dojdzie tylko wolniej, wiec po co ten jęzor na brodzie...
OdpowiedzUsuńNajmilsza chwila dnia to późny wieczór.
Mimo że kocham te dyjabły, te zakupy, lekcje, uczenie po szkole, pranie nawet i swój dom, mimo ze jestem perfekcyjnie niedoskonałą pania domu to jednak kocham. Gdybym pracowała zawodowo leciałabym na prozacu znając siebie. Ciekawe gdzie sie zatrzymasz...Ja sie zatrzymałam kiedy zdałam sobie sprawe że i tak nie zdążę ze wszystkim.
Odpocznij.
Wywal co zbędne i odpocznij.
Prozac ma skutki uboczne ;)
Zdaję sobie sprawę, że z tym brakiem czasu, nie jestem osamotniona, tylko zawsze mi się wydaje, że wszyscy dookoła są lepiej połapani. ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie doskonale zdaję sobie sprawę, że nie zdążę ze wszystkim, ale i tak sobie wymyślam kolejne zadania :D Ja już taki mam charakter, że się nakręcam. Ale chwile odpoczynku też muszą być, bo później znienacka zasypiam na kanapie w środku dnia, w trakcie sprzątania ;)
OdpowiedzUsuńFarmaceutyki niestety znam i obiecałam sobie, że nie będę więcej używać. Jestem twarda i się nie daję, hehe, tylko cały czas w biegu.
Ale chcę ten czas wykorzystać na bycie z Młodą, bo za parę lat zacznie nas - rodziców - olewać, więc chcę się nią nacieszyć, póki mogę.