Przejdź do głównej zawartości

Nie zasnęłam...

Nawiązuję oczywiście do piątkowego nocnego maratonu filmowego :)


Tak się trochę obawiałam, czy przypadkiem nie zabiję swoich wspomnień tym seansem. Bo wiecie, kiedyś, nie tak dawno, obejrzałam sobie "Łowcę Androidów", który kilkanaście lat temu bardzo mi się podobał. A teraz - hmmm, no właśnie w ten sposób zabiłam swoje pozytywne wspomnienia. Teraz jednak się filmy inaczej kręci i to niestety nie było to.


Ale Mad Max nie był zły. No dobra - pierwsza część pierwszej części zawsze była przydługa i nudnawa, więc się nie nastawiałam. A druga nadal mi się podobała, tak jak kiedyś. Trochę ją oglądałam z przymrużeniem oka, ale nie rozczarowałam się. Co prawda jakość obrazu - fatalna. Chyba kino miało jakąś bardzo wyeksploatowaną kopię, bo pikseloza na tak dużym ekranie momentami była dramatyczna. No i ludzie od napisów pogubili wszystkie polskie litery, czyli ą, ę, ó, ć, ś i tak dalej, dlatego nie bardzo wiedziałam, co czytam. Przestałam się więc przejmować napisami, głucha wszak nie jestem, angielski ogarniam, poza tym, oni tam nie rozmawiali ani o zagadnieniach filozoficznych, ani o anomalnych zagięciach czasoprzestrzeni, których mogłabym po angielsku nie ogarnąć ;)


Jedynka miała, poza nudów na początku, parę akcentów humorystycznych - pewnie niezamierzonych przez twórców. W nowych kinach ekran jest duży, obraz podkręcony i dźwięk też. A w jedynce futurystyczni gliniarze mieli takie skórzane mundury. Musiała to być prawdziwa skóra, bo wyobraźcie sobie pełną napięcia scenę, muzykę mroczną i niepokojącą, twarze aktorów ponure i na to wszystko wchodzi Mel Gibson, a jego spodnie robią głośne "squiiiik, squiiiik, squiiik". Padłam i napięty nastrój diabli wzięli ;) Przy każdej kolejnej scenie w skórzanych mundurkach, chichotałam.


Wyobrażacie sobie, jak oni kręcili? Ja się mogę chichrać, a Ci aktorzy musieli być poważni - noo, w każdym razie dopasowani do sceny. A tu co chwila roznosi się skrzypienie skóry, hihihi. Pewnie ich dźwiękowiec uspokajał - Nie przejmujcie się, tego nie będzie słychać w filmie... Otóż, chciałam zauważyć, że po trzydziestu sześciu latach od nakręcenia - było słychać... :D


Natomiast film numer trzy - zupełnie nowa część - palce lizać. Jasne, że treści i przekazu tam dużo nie było, chociaż historia sklecona niczego sobie. Ale w takich filmach przecież nie o to chodzi. Siedziałam wklejona w fotel, nawet nie zwracając uwagi na bolący od kilkugodzinnego siedzenia kręgosłup. Tempo, tempo, tempo. Jak się skończył film, to byłam zdyszana. Jak ktoś lubi futurystyczne kino akcji, to polecam i chyba jednak jakość obrazu robi różnicę, więc raczej proponuję kino, niż monitor. I ciekawy smaczek - film o Mad Maxie, w którym Mad Max jest w zasadzie postacią drugoplanową. Ciekawy pomysł. I myślę, że Tom Hardy zamiast Mela Gibsona dał radę.

Komentarze

  1. Dałaś radę?... no to szacuneczek :) Jeżeli oglądamy film po raz kolejny, to niestety zwracamy uwagę na różne niedociągnięcia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic