Przejdź do głównej zawartości

Wsiada Baba do tramwaju, a tam....

Jakieś dziesięć do piętnastu lat temu pewien mój znajomy postanowił odwiedzić swoją starą uczelnię, być może z sentymentu, być może po dawno zapomniany i nigdy nie odebrany dyplom ;) Cel wizyty nie jest jednak ważny, a środek transportu. Mianowicie, znajomy postanowił pojechać tam tramwajem, którego to środka lokomocji nie używał od dłuższego czasu. Wrócił zszokowany, bo - jak opowiadał - tramwaj do niego GADAŁ!!!. Rzeczywiście - był to okres, kiedy w naszych tramwajach zaczęli montować system, który przez głośniczki informował, jaki przystanek będzie niedługo. I jeszcze na monitorkach wyświetlał. Kolega był w szoku.


Kilkanaście lat temu się z tego śmiałam do rozpuku. Aż do zeszłego czwartku...


W zeszły czwartek Młoda była zaproszona na imprezę urodzinową swojej koleżanki z przedszkola. A ponieważ Luby potrzebował w tym czasie samochodu ustaliliśmy, że nas tam zawiezie, a my sobie wrócimy do domu tramwajem. Pogoda sprzyjała, było ciepło i słonecznie. Poza tym naiwnie liczyłam, że powrót do domu piechotą trochę Matyldę zmęczy i pójdzie od razu spać. Ach głupia ja, głupia.


Młodą wizja jazdy tramwajem podkręciła, bo autobusem i pociągiem już jechała, a akurat tramwajem nie. Podkreślała to wszystkim dzieciom na imprezie urodzinowej, a one robiły ŁAAAAŁ! Coś się zmieniło przez te ostatnie lata, bo jak ja byłam mała to o samochodzie nie było co marzyć, a teraz dzieci kręcą autobusy i tramwaje :)


W każdym razie wsiadłyśmy do tramwaju, uzbrojone w bilety i trochę zdębiałam, bo na rurce, w miejscu gdzie zawsze były kasowniki, znajdowało się urządzenie, jak sądzę do odczytu kart magnetycznych (pewnie jakaś forma biletu miesięcznego). Obróciłam się dookoła, zobaczyłam jeszcze kilka takich ustrojstw, ale kasowników takich zwyczajnych, przedpotopowych ;) nie zauważyłam. Hmmmm, obmacałam urządzenie z każdej strony, szukając jakiejkolwiek szczeliny, w którą mogę wcisnąć zwykłe papierowe bilety, nie wierząc, że takie wycofali z obiegu i zastąpili plastikiem, bo chybabym coś o tym słyszała. Poza tym jednorazowo to raczej nieopłacalny biznes. W macaniu urządzenia aktywnie uczestniczyła Matylda, bardzo przejęta, że już jedziemy, a bilety nadal nie skasowane. Ja zaczęłam się zastanawiać, czy jakby teraz podszedł do nas kanar, to zdążyłby nam wypisać mandat, zanim by nie umarł ze śmiechu, że nie wiem jak się kasuje bilet.


Na szczęście uratowała mnie młodzież w osobie dwóch chłopaków, którzy litościwie puknęli mnie w ramię z hasłem: "Proszę Pani, TU się kasuje" i pokazali zwyczajny kasownik przymocowany do rurki za moimi plecami, sprytnie ukryty i zamaskowany.... Ohmajgad.


Mąż w domu mnie wyśmiał :)

Komentarze

  1. he he... a mówią że dzisiejsza młodzież taka nieuczynna ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie, a oni jako jedyni się zlitowali. Chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby mnie nagrywali kamerką, jak macam ten czytnik i stałabym się gwiazdą Internetów :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic