Dziecka naszego nie było dwa tygodnie i był to czas, w którym po przyjściu do domu po pracy mogłam pierdolnąć się na kanapę na 10 minut i nikt mnie z tej kanapy nie zwlekał. Błogi czas...
Jednakże Dziecko w końcu z wakacji z dziadkami wróciło do stęsknionych rodziców. Właściwie to Młoda wróciła dwa tygodnie temu, tylko ja znowu mam problem z ogarnięciem czasowym rzeczywistości wokół mnie. Poza tym stare demony wylazły z szafy i postanowiły zalec na widoku, nie umiem ich wyrzucić, a ich obecność niestety zniechęca mnie do wszystkiego. Ciężko się płodzi teksty w takich warunkach...
Wracając do tematu powrotu Młodej - O Mamo! Pokolorowałaś sobie włoski! Ale poznałam Cię po koszulce! - No tak, bo kolor ciemnej czekolady na łbie drastycznie zmienił mi rysy twarzy ;)
Siedziałam w samochodzie na tylnym siedzeniu obok Młodej i słuchałam jej szczebiotu, gdy chaotycznie wyrzucała z siebie wspomnienia z ostatnich dwóch tygodni. Wieczorem mówię do Męża, że zapomniałam już jaki ona ma słodki, dziewczęcy głosik. Na co Mąż stwierdził, że zdążył zapomnieć, ile Ona potrafi GADAĆ. He, he, Mąż to chyba ma krótką pamięć.
Podobno pierwszą czynnością Młodej po wyjściu z autokaru nad morzem, było wywalenie się na chodnik i zdarcie sobie brody. Krwawe ślady zagoiły się do jej powrotu, więc pierwszą rzeczą jaką zrobiła po przyjeździe pod nasz dom było wywalenie się na chodnik i zdarcie sobie skóry na kości biodrowej. Sąsiedzi mieli okazję przypomnieć sobie siłę krzyku i pisku Matyldy, po tym jak wyrżnęła, ale nie dziwię jej się wcale - trafiło na miejsce, które mnie też niesamowicie boli po uderzeniu.
Codzienne prowadziliśmy rozmowy telefoniczne, więc codziennie słyszałam, co nowego babcia kupiła Matyldzie. Po pierwszym tygodniu zaczęłam się zastanawiać, jak oni się zamierzają spakować z powrotem, bo ilość rzeczy do wzięcia drastycznie rosła. I rzeczywiście, poza czerwoną walizką przytargaliśmy jeszcze do domu dwie siaty.
Pomimo braku pogody do plażowania i tak na tej plaży musieli spędzać sporo czasu, bo piasek był wszędzie - w walizce, w ubraniach, w zabawkach, we włosach Młodej i jej uszach, w butach i pod paznokciami. Przede wszystkim wsadziłam dziecko do wanny i wyszorowałam ;) Najciekawszą pamiątką okazały się niewątpliwie kamienie, różnych rozmiarów i różnej maści, które wydobywałam z różnych czeluści walizki. Jeden kamień miał nawet jakieś pół kilo, tak na oko. Matylda zabroniła mi ich wyrzucać, więc czekam, aż jej się znudzą, żeby się ich pozbyć. Taka wredna ze mnie Matka ;)
Mieliśmy dwa kupony na zniżkowe bilety do kina, których oczywiście nie wykorzystaliśmy jak Młodej nie było, tak egoistycznie dla siebie, bo za bardzo nie było czasu i też fakt nic ciekawego akurat w kinie nie leciało. Więc co dobrzy rodzice w końcu obejrzeli? Wzięli dziecko do kina na Minionki. Dziecko zeżarło kubełek popcornu i chyba to było dla niej najfajniejsze, ten popcorn, bo w domu mi taki smaczny nie wychodzi. Popcorn został pochłonięty zanim się zaczął film, bo oczywiście reklamy i zapowiedzi innych filmów trwały ponad 30 minut. Mogliby sobie darować te zajawki przed filmami dla dzieci, bo niektóre dzieci chciały wychodzić, zanim jeszcze puścili bajkę... A film, całkiem przyjemny i zabawny, parę razy się uśmiałam do łez, tylko jedna rzecz mnie jakoś zdziwiła - bo nie pamiętam, kiedy oglądałam bajkę, tak zupełnie pozbawioną morału... Nic, nie było nic, historia, rozwinięcie, zakończenie, nic. Hmmm - jakiś nowy nurt w kinematografii dla dzieci?
Opowieści z wakacji snują się do dzisiaj, to zależy, co się Młodej przypomni akurat. Chyba jej się podobało, chociaż teraz już czeka na wyjazd wakacyjny z nami...
Matylda zadowolona a jak dziadkowie? ;) Z takim "żywym sreberkiem" to pewnie zbytnio nie wypoczęli ;)
OdpowiedzUsuńDziadkowie na szczęście nie narzekali. To Młoda bardziej marudziła, że ona na tych wakacjach nie wypoczęła, bo cały czas gdzieś chodzili ;) Kilkukilometrowe, codzienne spacery plażą, to nie jest coś czego oczekują dzieci od wakacji ;)
OdpowiedzUsuńPoza tym troje dorosłych na dwójkę dzieci, które bawiły się razem - dali radę.