Wróciliśmy właśnie z wakacji, które spędzaliśmy w dwie zaprzyjaźnione rodzinki. Nasze córki, Matylda i Aurelka, w wieku dość zbliżonym, dzieliły ze sobą czas, zabawę oraz pokój. Punktem obowiązkowym wieczornego harmonogramu było czytanie książki, czasem wspólnie (mono), czasem każdej z osobna (stereo).
Pewnego wieczoru na tapecie był Harry Potter, część pierwsza i właśnie Hagrid opisywał Harremu, jak to było z Sam-Wiesz-Kim. Aurelka zaczęła drążyć temat - A dlaczego oni nie chcieli mówić imienia Voldemorta?
- Bo był strasznym czarnoksiężnikiem. Tak strasznym, że nawet jego imię budziło strach.
Bestia Aurelka przetrawiła wyjaśnienie, po czym lekceważąco wzruszyła ramionami. - Phi! Voldemort to wcale nie jest straszne imię. Mogłabym tak swoje dziecko nazwać...
Aurelko, przypomnę Ci o tym za jakieś dwadzieścia lat :D
Radziłabym przypomnieć dopiero PO zarejestrowaniu dziecka, bo a nóż będzie chciała dotrzymać danego słowa ;)
OdpowiedzUsuńMy zaczęliśmy rozpatrywać możliwość odmiany imienia Voldemort na osobnika żeńskiego. Bo nigdy nie wiadomo…
OdpowiedzUsuń