Przejdź do głównej zawartości

Białego samochodu też nie...

Tytuł nawiązuje do poprzedniej notki, związanej z samochodem zastępczym, którym jeździliśmy dwa tygodnie.


Pani z warsztatu zadzwoniła, że nasz Sid jest już naprawiony, wyklepany, z nowymi częściami i wymalowany, więc wypada go odebrać. Poleciałam szybko na myjnię, bo ostatnie dwa tygodnie były dosyć deszczowe, błotne i mokre, należało więc samochód doprowadzić do stanu sprzed wypożyczenia, zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Na szczęście nie był wewnątrz nadmiernie okopany przez Moje Dziecko, które w trakcie jazdy majta giczołami we wszystkie strony, z prostego powodu - Matylda miała nakaz ściągać buty po wejściu do samochodu, ewentualnie zakładać na buty woreczki ochronne. Tak, tak - jesteśmy rodzicami - despotami ;) Ale i tak szorowanie dywaników chwilę zajęło. Natomiast przy myciu z zewnątrz płakałam z rozpaczy, bo samochód zastępczy był biały i brud w ogóle nie chciał odpuścić. Jakoś bym o tym nie pomyślała, kupując swój samochód, że to taki upierdliwy kolor.


Po czterdziestu minutach jakoś go doprowadziłam do czystości, chociaż łzy wściekłości ciekły mi jak grochy, ręce omdlewały i czułam na sobie fluidy wściekłości innych kierowców, którzy czekali w kolejce, żeby umyć swoje furaki... Na szczęście stanowiska do mycia były trzy.


Przypał zrobiłam też na stacji benzynowej, bo nagle okazało się, że nie wiem, jak się otwiera wlew paliwa. W naszym Sidzie jest wajcha, którą muszę pociągnąć. A tutaj nic. W panice macałam wszystko wokół fotela kierowcy, w końcu zrezygnowana wyskoczyłam do Pana, Co Nalewa Paliwo z informacją, że to nie moje auto i muszę poszukać w instrukcji, jak się otwiera ten cholerny wlew. Pan popatrzył się z lekkim rozbawieniem, puknął w osłonkę wlewu i ten cholernik sam się otworzył. No proszę, na to bym nie wpadła... A włosy, mino moich usilnych starań, żeby je zafarbować na blond nadal brązowe... Po tej wpadce powinny zmienić kolor same z siebie - od cebulek :)


Samochód zastępczy był tak zwaną gołą wersją i nie miał takich szalonych ulepszeń ;) jak na przykład czujnik cofania, do którego się już przyzwyczaiłam i znowu parkowałam dwa metry od przeszkody, bo mi się wydawało, że już, już zaraz przywalę... Ale za to miał doświetlanie zakrętów, co akurat umilało jazdę. Za to sprzęgło chodziło tak, jakby go nie było. W naszym trzeba jednak sobie wyrobić mięśnie łydki, co chyba jednak dla mnie lepsze, bo lubię czuć auto, no ale kwestia przyzwyczajenia.


Koniec końców nasz Sid jest już z nami, z prostym prawym bokiem, śmierdzący farbą, a to taki kolejny członek naszego stada, który szalenie ułatwia nam życie, więc tęskniłam.

Komentarze

  1. No tak... człowiek to istota mało skomplikowana, gdyż potrafi przywiązać się do wszystkiego :) Sid- jak to dumnie brzmi :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie małe szczególiki, a świadczą o tym, że coś nam bardziej pasuje, a coś mniej...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic