Przejdź do głównej zawartości

Trochę kulturki

Sobie poszliśmy z Mężem na koncert. Kult Anplakt. Przyjechali do naszego miasta, więc pomyśleliśmy, że no... nikogo nie obrażając i wieku się nie czepiając, ale może już druga okazja się nie nadarzy? To taki zespół lat młodości, to znaczy naszej młodości. Wczesnej i tej trochę późniejszej też. Bo jak myśmy byli młodzi, to Kult już był dorosły. Co się nawet do teraz zgadza, bo my nadal młodzi, a Kult nadal dorosły ;)


Chcieliśmy nawet Młodą na koncert zabrać, ale po pierwsze - założyliśmy, że nikt tam na żywo nie będzie pipał wulgaryzmów, które mogą paść, a my się jednak staramy dbać o higienę słownictwa naszej pociechy ;) A po drugie - cena dwóch biletów i tak wstrząsnęła naszym budżetem. Na płacenie za trzeci, nie byliśmy mentalnie gotowi. Młoda przełknęła zawód i poszła grzecznie spać do dziadków.


Niewiele brakowało, a koncert by nam przeszedł koło nosa, bo tego dnia rano okazało się, że zepsuł się nam samochód. Wnikliwa analiza wskazała na wyładowanie do cna akumulatora, co trzeba było jakoś do wieczora ogarnąć, a nie mamy na wyposażeniu prostownika, a Młoda miała za 5 minut być na urodzinach swojej koleżanki, gdzie autobusy nie jeżdżą... Taki nasz życiowy standardzik - wszystko w biegu.


Na koncert jednak udało nam się dotrzeć, nawet samochodem, nawet naszym, przy czym niepewność, czy po koncercie odpali postanowiliśmy na razie zdeptać i wrzucić w pobliskie krzaki, żeby się skupić na doznaniach kulturalno-artystycznych :D


Ponieważ koncert był bez prądu więc pełna kulturka, zamiast pogo na płycie - sala oferowała miejsca siedzące, co akurat mi odpowiadało, ze względu na kręgosłup, który odmawia stania dłużej niż pół godziny. Oszukałam więc kręgosłup i stałam podrygując... Przynajmniej pod koniec...


Przekrój wiekowy publiczności był olbrzymi, generalnie wymiana conajmniej trzypokoleniowa. Jakby Młoda poszła, to była by czwartym pokoleniem. Ale nie poszła i nawet dobrze, bo niestety na koncercie wystąpił dla nas spory zgrzyt w postaci towarzystwa czterech panów siedzących po naszej prawej stronie. Panowie - z pewnością młodsi od nas, ale też nie tacy smarkacze - pełnoletniość osiągnęli co najmniej kilka lat temu, z rozmów wynikało, że część żonata, o dzieciach nic mi nie wiadomo... Koncert się zaczął o 19:00, panowie już przyszli na niego wstawieni, zaopatrzeni w tzw. podstoliczankę, tyle że pod fotelami, po godzinie byli już całkiem nawaleni, cały czas gadali - nie na temat koncertu - ale "wczuwali się" w muzę, bełkocząc kawałki tekstów piosenek, machając rękami na wzór "biały gangsta style", czyli łokcie do góry i luźne nadgarstki, koniecznie z finezyjnym układem palców, który nie wiem co oznaczał - wszystko razem sugerowało poważne złamanie ręki w kilku miejscach... Być może gdyby na moim miejscu siedział jakiś ortopeda...


Dla chłopaków zapewne był to wieczór życia, super imprezka, bo jeden nawet przybił "piątkę" z Kazikiem. Ja widziałam czterech nawalonych prostaków, którzy nie wiedzą, co się dzieje na scenie, nie są w stanie prosto stać, iść, a nawet siedzieć, tracą pół godziny na dyskusję z ochroniarzem, który nie chciał wpuścić ich pod scenę, wywracają się na krzesła, a w końcu zasypiają w kąciku. To przecież w domu też tak można - spikną się razem, spiją, muzę puszczą i taniej ich wyjdzie. I nie będą wk...wiać innych.


Bo ja tak rzadko chodzę na koncerty, a do cholery, najbardziej z niego zapamiętałam smród wódy...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic