Temat będzie o wizerunku własnym i jego zmianie, a konkretnie o włosach i ich kolorze.
Przez długi czas bowiem farbowałam włosy na ciemną czekoladę i jakoś mi tak dobrze było z tym odcieniem. Gdyby zaplątał się tu jakiś informatyk, chodzi o kolor #330000, albo nawet ciemniejszy. Wracając do tematu przewodniego - było mi z tym dobrze, do czasu, gdy Moje Dziecko powiedziało: "Mamo! Widzę Cię w blondzie!" No, ok. Jak dziecko prosi, mamusia zrobi, w sumie czemu nie blond? Oryginalnie mam włosy brązowe, ale blond ze standardowymi niebieskimi oczami powinien się komponować. W ramach delikatnych prób, nakładałam na włosy szampon koloryzujący. Włosy były trochę jaśniejsze, ale jednak nadal to był brąz. Dziecko nie było zadowolone z efektów, a ja już też się jakoś nastawiłam na tą jasną czuprynę.
Pewnego, niedawnego dnia walnęłam, z pomocą Męża, na głowę rozjaśniacz... Ekhm. Efekt trochę mnie przerósł :D Włosy zrobiły się żółte. I to nie w całości, bo w części były nadal brązowe, w części jasnożółte, w części prawie białe, w części - brudnożółte. Spójrzmy prawdzie w oczy - nie tego oczekiwałam. Za to Dziecko było zachwycone :D
Dobrze, że walnęłam eksperyment kolorystyczny w sobotę. Miałam niedzielę, żeby zebrać się rano i pojechać do fryzjera, gdzie spędziłam ponad trzy godziny na ratowaniu wizerunku. Pierwsze 40 minut trzy panie zastanawiały się co ze mną zrobić. Rozjaśniać bardziej i ryzykować, że stracę włosy, czy przyciemniać? Skończyło się na tym, że wróciłam do domu z włosami ciemniejszymi niż miałam dotychczas, ale za to poprosiłam o nową fryzurę i włosy trochę odżyły. Jedynie portfel chudszy. No cóż - głupota kosztuje.
I teraz już będę musiała chodzić regularnie do tego fryzjera (chociaż nie lubię), bo Dziecko po moim powrocie było bardzo niezadowolone. Prawie się rozpłakała, jak zobaczyła, że upragniony blond zniknął. Panie w salonie obiecały mi jednak, że stopniowo, raz na miesiąc, dwa, mogę włosy powoli rozjaśniać. Tylko prosiły mnie, żebym już nie robiła tego sama, tylko przyszła do nich, bo w zasadzie włosy mam ładne, szkoda by było je stracić w tak głupi sposób.
I tak przez jedno popołudnie byłam blondynką. Chociaż kolorystycznie - bliżej mi chyba było do kurczaka ;)
P.S. Oczywiście tytuł jest przewrotny, gdyż stale jestem młoda, piękna i niesamowicie inteligentna :D
No Kochana, to żeś pojechała z tym własnoręcznym nakładaniem rozjaśniacza... dobrze, że nie ołysiałaś ;) ale rozumiem, rozumiem...czego się nie robi dla dziecka :)
OdpowiedzUsuńA to wszystko przez to, że ja strasznie nie lubię chodzić do fryzjera, bo nie lubię, jak mnie ktoś obcy maca po głowie. Poza tym zawsze mi się wydawało, że mam lepszy pomysł na spożytkowanie dwóch godzin niż siedzenie w fotelu omotana metrami szmaty, z mokrymi włosami na twarzy...
OdpowiedzUsuńNo i poza tym kasy mi szkoda. Bo ja jestem straszna sknera, jeśli chodzi o fryzjera, kosmetyczkę, czy spa.