Przejdź do głównej zawartości

Czy ktoś w ogóle ma ładne zdjęcie w dowodzie?

Termin prawka mi się kończy, więc załatwiwszy sobie odpowiednie świstki u lekarza oraz po wypełnieniu odpowiednich świstków urzędowych, a także po uiszczeniu niemałego jak na kawałek plastiku, haraczu, pobiegłam do wydziału komunikacji, złożyć swe wielce uniżone zapytanie, kiedy dadzą mi nowy glejt. Otóż nie dadzą, bo mam zdjęcie nie takie. A bo od roku, albo dwóch lat są już nowe zdjęcia potrzebne - biometryczne. Łaaaał, żem pomyślała, że to nie wiadomo jakie dziwy, że one biometryczne, to może z jednej strony zdjęcie, z drugiej odcisk palca, albo jakieś ślady dna - to co? pluć mi każą? Łojezusicku, zmiany, zmiany.


Pobiegłam do fotografa, ze świeżo nałożonym makijażem, co by panowie policjanci na widok mojego prawka nie uciekali ze zgrozą w oczach. Włos mi się jedynie trochę rozwiał, bo padało, było mokro, moja fryzura z automatu przyjmuje kształt i konsystencję siana. Ale nic to, przyklepałam.


Pan fotograf pokazał zydelek, do przycupnięcia, powyginał mnie w przód, w bok i po skosie, bo niby twarz na wprost, ale ramiona bokiem, a w ogóle to mam się pochylić, nie, nie mogę się uśmiechać, włosy z uszu odgarnąć, oczy otworzyć, bo wyglądam jakbym miała zamknięte (noż kurna - zawsze tak wyglądam, zdjęcie ma być sztuczne, czy obrazujące rzeczywistość?), no to oczy wytrzeszczam, ustawiona w jakieś nienaturalnej pozycji, pół-stojąc, pół-siedząc, właściwie zlatując z zydelka na ryjek, bo byłam pochylona do przodu, usiłując przyjąć przyjemny wyraz twarzy. PSTRYK. Błysnęło po oczach, oczy przestały mi funkcjonować, a fotograf pokazuje mi na wyświetlaczu jak wyszło. Machnęłam tylko ręką, bo i tak nic nie widziałam.


Przy czym oczywiście żadnego pobierania śliny. Biometryczność zdjęcia polega na tym, że w rozmiarze 3,5 cm na 4,5 mieści się nie popiersie, lecz cała gęba. Taka nowoczesność.


Odebrałam zdjęcia i zarżałam w zduszonym śmiechu, co by nawet pasowało do tego końskiego wizerunku, który miałam przed sobą ;) Może to przez to, że cały format fotografii szczelnie wypełnia twarz, ale jakoś odniosłam wrażenie, że patrzę na zdjęcie policyjne osoby poszukiwanej. No pięknie, teraz przy każdej kontroli będą mnie sprawdzać w bazie danych, czy nic nie przeskrobałam, a może jestem poszukiwana żywa lub martwa. Włosy są innego koloru, twarz jakaś czerwona, oczy niby niebieskie, ale z odcieniem, to bym się kłóciła, wytrzeszcz potężny i ogólnie mina, jakbym była ciekawa, czy ktoś ma jakiś problem :D


Odkąd jestem mamą, przestałam się przejmować, czy ładnie wychodzę na zdjęciach, czy też nie, ważne że zdjęcia z Młodą są. Ogólnie w naturze nie wyglądam najgorzej. Mąż twierdzi, że jestem ładna, ale on jest zaślepiony przez miłość, więc jest nieobiektywny, nie ma się co opierać na jego opinii ;) Obcy ludzie w każdym razie nie spluwają na mój widok i nie czynią znaku krzyża, co w kategorii wyglądu zewnętrznego w zupełności mi wystarcza. Pierdzielić więc to, jak wyszłam na zdjęciu do prawka, które i tak będzie jeszcze mniejsze, pokryte jakimiś znakami wodnymi, a w ogóle raczej rzadko będzie wyciągane, bo mnie jakoś policja nieczęsto sprawdza. Ale okazuje się, że znajomym wokół też te zdjęcia 3,5 na 4 nie wychodzą zbyt ładne. Może to taki odgórny przykaz ustawowy? Albo ta biometryczność?


Od razu mi się przypomniał Russell Peters, jak opowiadał o swoich przygodach ze zdjęciem do paszportu. Kto nie zna, ten klika tutaj  albo, jak nie rozumie, to tutaj i się śmieje, bo nie ma co płakać nad brzydkim zdjęciem :D I specjalnie nie powiem, w którym miejscu mówi o zdjęciach, bo warto obejrzeć całość.

Komentarze

  1. Na szczęście jeszcze nie muszę się tym martwić, jednak muszę sprawdzić ważność dokumentu. Szczerze powiedziawszy ten tekst wyzwolił rogala na mojej twarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. wiekszosc osób, których dokumenty widziałam na zdjęciach wg nowych zasad wyglada jak Z kroniki kryminalnej ....

    OdpowiedzUsuń
  3. Na tych zdjęciach wychodzi nasza mroczna strona ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sprawdzić datę warto :) Mąż przekonał się, że ma nieważny od jakiegoś czasu dowód, właśnie w momencie gdy braliśmy kredyt. Trochę był przypał :)
    Twój rogal niezmiernie mnie cieszy. Tekst wywołał skutek zamierzony :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic