Przejdź do głównej zawartości

Co będziemy czytać w przyszłym roku

Książki, książki, dużo książek - mam nadzieję :D


Ostatnio czytam jakoś mniej, bo oczy... Tak, tak, oczy mogą niesamowicie przeszkadzać ;) Niestety wzrok mi się pogarsza i późnym wieczorem, kiedy w końcu mogę zalec z książką na kanapie, po prostu moje oczy są zbyt zmęczone. Za dużo siedzenia przed kompem (w pracy), a za mało ćwiczeń gałek ocznych. Skoro tak intensywnie wyginam śmiało ciało, muszę także powrócić do trenowania własnego wzroku. W nadziei, że dzięki temu nie oślepnę tak od razu, tylko trochę później.


A  wracając do książek - Młoda czyta sobie sama, mruczy pod nosem i słyszę, jak czasem duka usiłując skleić literki, co się układają w nieznane słowo. Ale książki połyka, jak Mamusia i Tatuś, więc jesteśmy szczęśliwi, bo czytające samo z siebie i własnej woli Dziecko, to był jeden z punktów naszego planu bycia SuperFajnymRodzicem. Odhaczone :D


W szkole Młodej wprowadzili taką zasadę zbierania cegiełek, za każde 10 minut głośnego czytania. Trzeba było założyć zeszycik i wpisywać kiedy, co i jak długo się czytało. Każda otrzymaną od wychowawczyni cegiełka, powiększa "piramidkę czytelnictwa". Czy jakieś profity z tego tytułu będą, to nie wiem. Wiem, że mam problem, bo Młodej się nie chce czytać głośno. Ona woli po cichu, dla siebie, bo tak jest szybciej, bo jej gardło wtedy nie boli (dziwne, że jak gada jak nakręcona, to wtedy jej gardło nie boli ;) ), bo tak jest jej po prostu wygodniej... Więc znowu wychodzi, że wredna matka zmusza dziecko.....


Ale dzięki głośnemu czytaniu Młodej poznaję przygody Neli Małej Reporterki :) To taka miła odmiana, że ktoś mi czyta, bo oczywiście wieczorne czytanie do snu musi być i Mamusia albo Tatuś muszą koniecznie czytać na głos. Brak wieczornego czytania to kara najstraszliwsza ze wszystkich i nie ma większej otchłani rozpaczy, w którą mogłoby wpaść Moje Dziecko, niż ta, gdy usłyszy - "nie ma czytania na dobranoc". Od jakiegoś już czasu staram się wypożyczać książki, które zainteresują nie tylko Młodą, ale też i nas, bo bez sensu tak czytać i samemu się nudzić. Z nie tak dawnych odkryć czytelniczych mogę polecić całkiem przyjemna serię "Ulysses Moore" Pierdomenico Baccalario, a z naszego rodzimego podwórka "Kroniki Archeo" Agnieszki Stelmaszyk. Bo Tomusia Orkiszka i Lassego i Maję już przerobiliśmy prawie w całości. Prawie, gdyż nasza biblioteka ma niestety braki :) No i jest jeszcze sera "Magiczne drzewo" Andrzeja Maleszki, którą Matylda bardzo lubi, a mnie niestety znudziła się przy drugim tomie, bo ilość głupot, którą popełniają główni bohaterzy i tarapatów, w które przez to wpadają mnie dosyć przytłacza. Ale seria popularna, Młoda też lubi, niestosownych zapisów dla siedmiolatki nie zauważyłam, to się nie wtrącam, niech lubi.


A dzisiejszy post o książkach dla dzieci spłodziłam, bo przeczytałam artykuł "13 najpiękniejszych Książek Roku 2016 według Polskiej Sekcji IBBY" Oczywiście nie łudzę się, że pojawią się one w najbliższym czasie w naszej bibliotece, a na zakup wszystkich książek, które chciałabym czytać, nie mam ani pieniędzy, ani miejsca :( ale mogę próbować ich szukać. "Mówcie mi Bezprym" mnie zainteresował, bo ja lubię odniesienia historyczne i "Prawie się nie boję..." - to może być ciekawa lektura nie tylko dla dzieci. Dorosłym też się przydaje czasem zajrzeć do główki dziecka i pooglądać, co w niej siedzi i jak tam jest poukładane ;)


A my z Mężem w przyszłym roku nadal będziemy męczyć zbiory biblioteczne, chociaż w związku z mającą nastąpić w niedalekiej przyszłości naszą przeprowadzką, będziemy mieli dostęp do nowej biblioteki i nowego zestawu książek :D 2017 zapowiada się więc interesująco.

Komentarze

  1. oj z czytaniem książek dzieciom można nieźle wtopić. Pamiętam, jak kiedyś czytałam siostrzeńcowi "101 dalmatyńczyków" i zaczęły się jego dociekliwe pytania na temat porodu. Hyhyh może nawet kiedyś to opiszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. W książkach na dobranoc można znaleźć wiele ciekawych i absolutnie niedobranocnych zagadnień. Kiedyś temu dowaliły nam drobnoustroje chorobotwórcze (http://trzydziesciplus.blog.pl/2014/07/09/drobnoustroje-chorobotworcze/), a ostanio musiałam tłumaczyć co to shuriken (ta metalowa gwiazdka, rzucana przez ninja). Było po spaniu, ehhh...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic