Przejdź do głównej zawartości

Prawie komplement

Rozmowa z Mężem na komunikatorze o książkach, które musimy oddać do biblioteki. Pytam, które wrzucał dzisiaj do samochodu. Odpowiedź Lubego: - Adepta, Namiestnika i Strasznie mi się podobasz


I wiecie, przez chwilę się nawet zdziwiłam, co on taki frywolny ;) i mnie tu jakieś komplementy rzuca w trakcie pracy, zanim dotarła do mnie brutalna prawda...


Oczywiście zaraz się zreflektował i zaczął podkreślać, że tak oczywiście, że mu się podobam, jakżeby nie i w ogóle... bla, bla, bla. No to chyba logiczne jest - dziś rano wskoczyłam w sukienkę i Mąż mnie w niej widział przed pójściem do pracy, więc ekhm, ekhm, po prostu NIE MA OPCJI, żebym mu się nie podobała. A skromność to moje drugie imię :D


P.S. Chciałam tylko zaznaczyć, że w twórczości Pana Przechrzty to się zakochałam i już dawno nie przeczytałam książki w takim tempie, zarywając nocki, czytając ją przy garach, przy jedzeniu (no wiem, wiem), pod prysznicem też bym czytała, gdyby była wodoodporna :).

Komentarze

  1. Hyhyhy :) Frywolny mężuś:)
    Wiesz co, to nie byłoby takie głupie, gdyby tak do nas sypali tekstami z tytułów książek. No, bo skoro tak sami z siebie nie potrafią... Tylko trzeba im właściwe książki podrzucac, bo jak by mi tak Tomek, na każde pytanie/prośbę odpowiadał tytułem jednej z moich ulubionych, G. Musso, to co chwilę słyszałabym "Potem." Chyba by mnie szlag trafił :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Iwona Zmyslona2 listopada 2017 05:06

    Co ma zrobić kobieta, jeżeli ma partnera czytającego tylko literaturę fachową ze swojej dziedziny? Pogodzić się z brakiem komplementów? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. teraz staranniej sortuj wypożyczane tytuły, a komplementy staną się zjawiskiem powtarzalnym - chyba, że zaczniesz od wątpliwych tytułów, co też ma swoje plusy - można sprokurować ładną awanturkę znienacka.
    uśmiecham się z sympatią.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic