Przejdź do głównej zawartości

Skoro taka okazja, to będzie o kobiecie

Kiedyś, dawno, dawno temu, przeczytałam w Internecie zbiór prawd na temat prawdziwej kobiety.
Otóż...
Kobieta nigdy nie ma:
  • czasu
  • pieniędzy
  • w co się ubrać
Kobieta zawsze ma:
  • rację
  • genialne dzieci
  • męża idiotę
Kobieta z niczego potrafi zrobić:
  • sałatkę
  • zupę
  • awanturę

I wiecie - poczułam się taka niespełniona, bo co prawda nigdy nie mam czasu i owszem dziecko jest genialne, ale:
- mam się w co ubrać - co prawda 10% mojej szafy stanowią ciuchy, w których chodzę na okrągło, 20% ciuchy, które okazały się na mnie w pewnym momencie za duże i należałoby je przerobić, zwęzić, generalnie najlepiej oddać do krawcowej, na co nigdy nie mam czasu, gdyż bywam prawdziwą kobietą 😁; 20% to ciuchy, które są na mnie za ciasne, ale tak prawie, prawie się mieszczę, a skoro chudnę, to liczę na to, że kiedyś będą pasowały; natomiast 50% mojej szafy stanowią ciuchy, o których istnieniu na co dzień nie mam pojęcia, dowiaduję się, gdy robię remanent i wtedy bywam nawet pozytywnie zaskoczona. Niemniej MAM się w co ubrać
- mąż nie jest idiotą - a w każdym razie nie większym niż ja 😊
- nie zawsze mam rację - nad czym szalenie ubolewam, bo jakież by to było wygodne w codziennym życiu
- jak nic w lodówce nie ma, to niczego do żarcia nie zrobię (chociaż rozumiem, że pusta lodówka dla faceta i kobiety to dwa odrębne pojęcia😂)
- noooo, awanturę z niczego to w zasadzie mogłabym zrobić, bo nawet zdolności w tym kierunku posiadam tylko, że ja się okropnie nie lubię kłócić 😢
- z pieniędzmi bywa różnie, raczej funkcjonują w moim środowisku w ilościach zbyt małych, niż w zbyt dużych, ale z drugiej strony ja nie z tych, co wydają na waciki 😉.

Wynik 2 na 9 nie powala... Ale nadrabiam kobiecością w kwestiach wyżej nieopisanych. Poza tym - mam cycki i nie zawaham się ich użyć, co już mi daje plus 10 😄

Chociaż jak tak patrzeć stereotypowo na nasze polskie Grażynki i Januszów, to w tych dziewięciu punktach jest sporo prawdy 😁


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic