Przejdź do głównej zawartości

Granic głupoty brak

Przekonuję się o tym prawie co dnia, a jednak nadal jestem zdziwiona.

Przeczytałam w zeszłym tygodniu wypowiedź jednego pana z jednej partii, przy czym ani nazwisko, ani partia w moich oczach nie warta wzmianki, o kobietach, zdrowiu i rodzeniu. Powiedział, że kobietom w zasadzie powinno być wszystko jedno, czy urodzą zdrowe, czy niepełnosprawne dziecko, bo przecież i tak wszyscy umrzemy, taka kolej rzeczy. Nie cytuję dokładnie, rysuję ogólny sens.

Po pierwsze - kobietom nie jest wszystko jedno, tak samo jak mężczyznom oraz reszcie rodziny. Niepełnosprawność i kalectwo nawet jeśli nie zagrażają życiu, to w naszej pięknej polskiej rzeczywistości normalne funkcjonowanie utrudniają. Ludziom więc nie jest wszystko jedno, choćby z tego względu, że nie mają poczucia bezpieczeństwa, że państwo ich w opiece nad osobą niepełnosprawną wspomoże. Państwo nie daje nam praktycznie nic, a dużo zabiera. Ale pisałam o tym już tutaj, to się nie będę powtarzać. W końcu do myślących to piszę.

Czy panu, panie pośle będzie wszystko jedno, jak pana dziecko umrze na przykład jutro? Albo ktokolwiek z rodziny? Nikomu nie życzę, oczywiście, ale przecież nas wszystkich to czeka. Czy będzie to panu obojętne, kiedy to się stanie? Mi osobiście nie będzie, chociaż zdaję sobie sprawę z ludzkiego przemijania. Nie będzie mi obojętna śmierć żadnego z moich bliskich, a także znajomych, jak sądzę większość ludzi ma podobne odczucia. Czemu więc matkom ma być obojętne, czy urodzą dziecko, które szybko umrze?

I w zasadzie to może bezsensowne jest ściganie, łapanie i karanie morderców. Przecież każdy z nas kiedyś umrze. Czy to nie jest wszystko jedno?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic